Sytuacja finansowa naszej armii, szczególnie po antykryzysowych cięciach, jest fatalna – uznała Najwyższa Izba Kontroli w raporcie z realizacji budżetu resortu obrony narodowej za ubiegły rok.
W dokumencie, do którego dotarła "Rz", NIK stwierdza wręcz, że doszło do złamania prawa. Dlaczego? Ustawa budżetowa zakłada, że co roku do kasy MON powinno wpłynąć 1,95 proc. PKB. Tymczasem w ubiegłym roku budżet resortu był mniejszy od tej sumy o ok. 2 mld zł.
– To poważna sprawa – alarmuje Janusz Zemke, europoseł SLD, były wiceminister obrony. – Okazuje się, że w sprawie budżetu na wojsko poruszamy się w sferze zapisów, które są zupełną fikcją. Powinna się tym zająć Rada Bezpieczeństwa Narodowego – mówi eurodeputowany. I przypomina, że również w 2008 roku nie zrealizowano budżetu MON, jak tego wymaga ustawa.
Jakie są skutki niedoinwestowania? W zeszłym roku wydatki na jednostki wojskowe w kraju spadły o połowę. Armia oszczędzała, na czym się dało, szczególnie na ćwiczeniu żołnierzy. Jak czytamy w raporcie: "ograniczono do minimum przedsięwzięcia szkoleniowe (w szczególności poligonowe)".
– Ta sytuacja odbije się nie tylko na żołnierzach w kraju, lecz wpłynie też na ich przygotowanie np. do misji – mówi "Rz" gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych.