Kandydat na kierowcę zbierze wymagane dokumenty i stawi się z nimi u starosty. Ten sprawdzi je wszystkie i wyda zupełnie nowy dokument, tj. kartę kandydata na kierowcę. Znajdą się w nim wszystkie najważniejsze dla przyszłego kierowcy informacje. Po wydaniu zainteresowanemu karty kandydata wpisze go do rejestru osób bez uprawnień.
Na podstawie karty kandydat rozpocznie szkolenie w wybranym ośrodku, a po jego ukończeniu (na podstawie wewnętrznego egzaminu) odbierze zaświadczenie o ukończeniu szkolenia. Z tak wypełnioną kartą trafi do wojewódzkiego ośrodka ruchu drogowego, w którym będzie zdawał egzamin. Jego pozytywny wynik zostanie wpisany do karty, a potem ośrodek wyśle przyszłego kierowcę do starosty, który wyda prawo jazdy.
Więcej zadań
Nowe obowiązki martwią starostów.
– To dodatkowe zadania, do których będziemy musieli się przygotować i przystosować – mówi „Rz" Elżbieta Smolińska, starosta pruszkowski. – Jeśli do tego dojdzie, najpierw trzeba będzie poszerzyć dzisiejszy zakres obowiązków pracowników wydziału komunikacji, którzy zajmują się wydawaniem praw jazdy. Dziennie mamy w tych sprawach ok. 25 petentów, tyle samo przewiduję w sprawie dopuszczeń do nauki jazdy – dodaje. – Kiedy się okaże, że obecną kadrą nie da się wypełniać tego zadania, jedynym wyjściem będzie zatrudnienie nowego pracownika. W dzisiejszej finansowej sytuacji samorządu nawet wydatek na pół etatu okaże się dotkliwy – uważa starosta.
Tak samo sądzi starosta wejherowski.
– Rozumiem intencje autorów pomysłu – mówi „Rz" Józef Reszke. Nie ma nic przeciw uszczelnianiu systemu szkoleń kandydatów na kierowców, jest jednak przeciwny zwiększaniu biurokracji i mnożeniu zatrudnienia w samorządach. – Ponad 300 powiatów w całym kraju będzie musiało wyznaczyć lub zatrudnić nowych ludzi do wydawania kart i sprawdzania dokumentów – podaje. Jego zdaniem wprowadzenie nowych zadań okaże się nieopłacalne w zestawieniu z kosztami.