To efekt wczorajszej, kolejnej już tury rozmów między przedstawicielami samorządów i Ministerstwa Finansów na temat projektu ustawy wprowadzającej limity niedoborów w lokalnych budżetach (10 mld zł w 2012 r. i 8 mld zł od 2014 r.).
– Pewnym naszym sukcesem jest odstąpienie od szczegółowych rozwiązań dotyczących podziału tego limitu na poszczególne jednostki – powiedział po spotkaniu Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich.
Propozycje fiskusa były dla samorządów bardzo niekorzystne. Eksperci wyliczyli, że ponad tysiąc miast, gmin i województw musiałoby drastycznie ściąć swój deficyt jeszcze w tym roku – w sumie o ponad 5 mld zł. W praktyce oznaczałoby to przerwanie zaczętych inwestycji i zrywanie kontraktów z wykonawcami czy zwrot dotacji z UE.
Resort finansów nie uległ jednak w najistotniejszej sprawie: samej idei ustawowego ograniczania deficytu samorządów, a nawet zaostrzył swe stanowisko. – Właściwie powinniśmy wyjść z tego spotkania po 15 minutach – komentuje zbulwersowany Marek Wójcik, zastępca dyrektora generalnego Związku Powiatów Polskich. Skąd to oburzenie? Uzgodnienia z maja 2011 r. z premierem Tuskiem zakładały, że całkowity deficyt sektora samorządowego nie będzie mógł przekroczyć 0,6 proc. PKB. – Minister finansów nie dochował tych ustaleń, proponując 8 mld zł limitu deficytu, a wczoraj podał jeszcze bardziej radykalną propozycję. Nasz limit może zostać obniżony do 0,4 proc. PKB, czyli ok. 6 mld zł – wyjaśnia Wójcik.
To dla samorządów byłby już prawdziwy cios. – Nie możemy się na to zgodzić. Istniejące regulacje są już wystarczające do zmniejszania naszych potrzeb i możliwości pożyczkowych w najbliższych latach. Za to niski limit deficytu, zaproponowany przez resort, uniemożliwiłby inwestycje po 2015 r., gdy ruszy kolejna pula dotacji z UE – podkreśla Porawski.