– Wszystkich rodziców, których to zamieszanie i ta podwyżka dotknęły, bardzo przepraszam – mówił wczoraj premier Donald Tusk po spotkaniach z minister edukacji Katarzyną Hall i samorządowcami w sprawie podwyżek w publicznych przedszkolach.
Od 1 września publiczne przedszkola w całym kraju zaczęły naliczać opłaty za każdą dodatkową godzinę pobytu dziecka powyżej bezpłatnych pięciu godzin dziennie przewidzianych na realizację obowiązkowego programu wychowania przedszkolnego. Jak pisała wtorkowa "Rz", w niektórych przypadkach opłata wzrosła średnio o 70 proc. Rodzice muszą deklarować na piśmie, o której będą przyprowadzać i odbierać dziecko, by dyrekcje przedszkoli mogły wyliczyć opłaty. Każda gmina przyjęła inny licznik. W Warszawie za pobyt dziecka w godz. 13 – 16 płacą 3,51 zł za godzinę, po 16 – 1,80 zł.
Zaniepokojeni rodzice
– Rodzice niepokoją się, że teraz zapłacą o wiele więcej za pobyt dziecka w przedszkolu. Nie rozumieją tej zmiany. Niektórzy zaczynają przyprowadzać dzieci tylko na pięć bezpłatnych godzin – mówi Krystyna Smolińska, dyrektorka warszawskiego przedszkola Misia Czarodzieja.
Wszystko to skutek nowelizacji ustawy oświatowej z sierpnia 2010 r. Zmiana przepisów miała uporządkować niejasne i kwestionowane przez sądy administracyjne i wojewodów zasady ustalania przez samorządy opłat za pobyt dziecka w przedszkolu. – Awywołała jeszcze większe zamieszanie – ocenia Marek Olszewski, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich i wójt gminy Lubicz (woj. kujawsko-pomorskie).
Premier przypomniał historię wprowadzanej zmiany: – Istniało zagrożenie finansowe dla samorządów. Mogłyby w ogóle nie móc pobierać opłat za przedszkola, co mogłoby skutkować ich zamykaniem. I na to odpowiedzią miała być inicjatywa Związku Nauczycielstwa Polskiego, którą prowadził w Sejmie poseł SLD Artur Ostrowski.