Wysokie opłaty za publiczne placówki nie przynoszą oczekiwanych efektów, bo rodzice wymyślili, jak płacić mniej.
Część przyprowadza dzieci wyłącznie na pięć bezpłatnych godzin. – Dyżurujemy z sąsiadką na zmianę. Ona często odbiera po pracy mojego syna, a ja jej córkę, dzięki czemu płacimy kilkadziesiąt złotych mniej – przyznaje Zofia Tokarz, mama czterolatka spod Krakowa.
Inni zaczęli skrupulatnie liczyć czas, jaki ich pociechy spędzają w przedszkolach.
Wprowadzone przez zmienioną ustawę o systemie oświaty nowe zasady wywołały falę protestów rodziców. Część samorządów, mając swobodę w ustalaniu opłat za pobyt ponad pięć godzin w przedszkolu, drastycznie podniosła czesne. W Biskupcu np. (woj. warmińsko-mazurskie) podwyżka była dwukrotna. Rodzice mieli płacić 3,95 zł za godzinę. Po protestach kwotę zmniejszono do 2,95 zł.
Podwyżka nie uchroniła miejskiego budżetu przed stratami. We wrześniu wpływy z opłaty wyniosły niecałe 10 tys. zł, dwa razy mniej niż wcześniej. – W ubiegłym roku mieliśmy 136 dzieci, teraz tylko 100, z czego jedna piąta rodziców posyła je na pięć bezpłatnych godzin – mówi Krzysztof Dembowski, dyrektor Zarządu Szkół i Przedszkoli w Biskupcu.