Do tej pory sądy, w tym Sąd Najwyższy, rozumiały pojęcie drogi szeroko, co najmniej jako pas drogowy, a więc nie tylko jezdnię, ale również rowy i pasy zieleni. Przyjmowały, że wystarczy samo drogowe przeznaczenie gruntu, aby nie można go było zasiedzieć.
Środowy wyrok SN każe rozumieć drogę wąsko – tak jak jest ona zdefiniowana w art. 4 ust. 2 ustawy o drogach. Jest to więc budowla wraz z drogowymi obiektami inżynierskimi, urządzeniami oraz instalacjami, stanowiąca całość techniczno-użytkową, przeznaczona do prowadzenia ruchu drogowego.
Wywłaszczyli i nie zajęli
Od 1 stycznia 1999 r. grunt pod drogą publiczną może być własnością tylko Skarbu Państwa lub samorządu (art. 2a ustawy o drogach publicznych), a jeśli wcześniej tak nie było, to przechodził na ich własność, za odszkodowaniem.
Rzecz w tym, że ustawa posługuje się też innymi niż owa „techniczna" droga pojęciami: wspomnianym pasem drogowym, pasem zieleni. Kwestia ta wynikła w sprawie, jaką trzej bracia S., współwłaściciele nieruchomości z domkiem przy ul. Puławskiej w Warszawie, wytoczyli miastu reprezentowanemu przez Prokuratorię Generalną. Domagali się oni stwierdzenia zasiedzenia działki o pow. ok. 300 mkw. (wartej ok. 700 tys. zł), która stanowi część działki wywłaszczonej przed ponad 40 laty pod poszerzaną wtedy ulicę. Tego fragmentu gruntu władze nigdy nie wykorzystywały. Wywłaszczeni, tak samo zresztą jak liczni sąsiedzi, odgrodzili ją przed laty od ulicy płotem i stanowi teraz fragment ich ogrodu. Miasto przez lata się tym nie interesowało.
Niepapierowa droga
Sądy niższych instancji orzekły zasiedzenie działki, ale Prokuratoria nie dała za wygraną. Jej pełnomocnik, radca prawny Maciej Gocłowski przekonywał SN, że nie ma znaczenia, że sporny teren nie został zajęty przez drogę. Liczy się, że jest pod nią przeznaczony. Adwokat Piotr Grochulski, pełnomocnik powodów, replikował, że ten fragment działki nigdy nie był planowany pod drogę. Także aktualny plan zagospodarowania przestrzennego nie określa jej jako drogi, a pas drogowy kończy się na płocie.