Nie chcą już kilkudziesięciu czy kilkuset złotych diet za udział w komisjach wyborczych (kwota zależy od rodzaju wyborów). W dodatku twierdzą, że ich udział w komisjach to nie orzecznictwo, tak więc nie jest obowiązkowy. Przystąpili też do kolejnej akcji w obronie swoich wyższych wynagrodzeń – piszą listy do posłów, sprzeciwiając się pilnemu trybowi, jaki nadano pracom nad nowelą ustawy o ustroju sądów powszechnych, która odbiera im awans poziomy (sędzia rejonowy awansujący na okręgowego może pozostać w rejonie z wyższą pensją).
– W Podkarpackiem, gdzie trwają wybory uzupełniające do Senatu, sędziowie przystąpili do pracy w komisjach – mówi „Rz” Rafał Puchalski, sędzia Sądu Rejonowego w Jarosławiu. Nie oznacza to jednak, że będą chcieli pracować w przyszłorocznych wyborach.
O tym, że w skład komisji muszą wchodzić sędziowie, a przewodniczący obowiązkowo musi być sędzią, mówią wprost ordynacje wyborcze i nie da się od tego odejść bez ich zmiany. Czy sędziowie mogą odmówić udziału w komisjach? – To prezes sądu proponuje nazwiska komisarzom wyborczym. Na udział w komisji sędzia musi jednak wyrazić zgodę – tłumaczy gdański sędzia Jaromir Kęsicki.
Co będzie, jeśli zabraknie chętnych do pracy w komisjach? Wybory się nie odbędą? – Mam nadzieję, że do tego czasu, czyli przyszłego roku, sprawa godziwych pensji sędziowskich będzie załatwiona po naszej myśli – mówi sędzia Kęsicki.
Chociaż sędziowie wprost tego nie przyznają, bojkot udziału w komisjach wyborczych i pisanie listów mają być kolejną formą protestu w walce o wyższe pensje. Nie pomogły bowiem akcje polegające na braniu urlopu na żądanie ani dzień bez wokand. Jednak to, że dzień bez wokandy nie pomógł, nie znaczy, że sędziowie zaniechają takiego protestu. Kolejne mają się odbyć 24 i 25 września. Taką informację podał wczoraj Zarząd Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia. Organizacja apeluje do sędziów „aby we własnym sumieniu i z pełnym poczuciem odpowiedzialności podejmowali decyzje dotyczące uczestnictwa w dalszym proteście”.