– Sędzia może dostać propozycję nie do odrzucenia: orzekać gdzie indziej albo mieć poważne kłopoty – mówi „Rzeczpospolitej" sędzia Morawiec. I trudno, jej zdaniem, się z tym nie zgodzić.
To nie jest odosobniony pogląd. Podobnie uważa wielu warszawskich sędziów.
– Czasem taka propozycja faktycznie może oznaczać zesłanie do mniejszych sądów na obrzeżach apelacji – mówią „Rzeczpospolitej".
Problem polega na tym, że nie wiadomo, ile taka delegacja miałaby trwać. A także czy sędzia bez konsekwencji dla siebie mógłby zgody odmówić. Oraz przed kim miałby to zrobić.
Prezesi sądów uspokajają.
– Nie, to nam prawdopodobnie nie zaszkodzi. Sądy pracują teraz w izolacji i nieczęste będą sytuacje, by jakiś został z powodu kwarantanny czy choroby całkowicie zamknięty. A jeśli tak by się stało, to przecież trzeba zapewnić ciągłość orzekania. Możliwość przekazania spraw innemu sądowi lub delegowania sędziów jest do zaakceptowania, zwłaszcza jeśli decyzja nie będzie należała do żadnego polityka, tylko do prezesa nadrzędnego sądu – uważa sędzia Maciej Strączyński, prezes Sądu Okręgowego w Szczecinie.
– Pomysł wydaje mi się racjonalny – mówi Krzysztof Kurosz, prezes jednego z łódzkich sądów rejonowych.