Czwartkowa rozprawa przed warszawskim Sądem Okręgowym została przygotowana na najazd mediów. Wyznaczono ją w największej sali wydziału, byli też strażnicy sądowi. Ale chwilami przypominała raczej bazarek niż sąd.
Młoda sędzia (delegowana z sądu rejonowego) kilka razy uciszała wszystkich dziennikarzy, a nawet groziła wyproszeniem z sali, choć zamieszanie robiły media elektroniczne i fotoreporterzy.
[srodtytul]Jak na bazarze[/srodtytul]
– Tłum na sali rozpraw, publiczność zmieszana z dziennikarzami, na mniejszych salach wręcz napierający na pełnomocników, utrudnia im pracę, wyłuszczenie argumentacji, nawiązanie z sędzią kontaktu. To są zwykle zaniedbania prezesa sądu. Dysponuje on przecież potężną administracją, która może zapewnić porządek na sali – wskazuje mec. Piotr Rogowski, pełnomocnik w wielu prasowych i wyborczych sprawach. – Sędzia, wchodząc na salę, powinien mieć zapewniony porządek, by skoncentrować się tylko na prowadzeniu rozprawy, na jej meritum.
Od strony prawnej sprawa wyborcza niczym (poza szybkością) nie różni się od zwykłego procesu cywilnego.