Dla mnie sprawą najważniejszą i najpilniejszą jest rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Tę ustawę jako pierwszą powinien rozpatrzyć nowy parlament. Wiem, że to nieproste, ale znakomita większość polityków popiera dziś takie rozwiązanie. Nie szukałbym przeszkód w konstytucji. Moim zdaniem można w niej wręcz znaleźć argumenty za takim rozdziałem. Jest jednak kilka spraw, nad którymi trzeba się zastanowić. Rozstrzygnąć np., jaki wpływ na wybór prokuratora generalnego powinni mieć rząd czy minister sprawiedliwości.
Skoro ma to być funkcja apolityczna, to może w ogóle nie powinni mieć wpływu?
Zdania są podzielone. Jedni twierdzą, że prokuratora generalnego powinien powoływać premier na wniosek ministra sprawiedliwości. Ten miałby też zachować pewien nadzór – np. możliwość żądania wszczęcia postępowania karnego. Ja jestem zwolennikiem drugiego rozwiązania: prokuratora generalnego wybiera Sejm za zgodą Senatu. Podobnie zresztą jak rzecznika praw obywatelskich. Kadencja powinna być dłuższa niż parlamentu, trwać np. sześć lat, a możliwości jego odwołania ograniczone do minimum. Wszystko po to, by miał niezależną pozycję.
Mógłby nim zostać polityk?
Otóż nie. To wręcz musi być człowiek spoza kręgu polityków. Gwarancją apolityczności byłoby to, że można by go wybrać jedynie z grona prokuratorów, i to tych z długim stażem. Myślę, że 15 lat to czas właściwy. To nie koniec reformy prokuratury. Trzeba w ogóle wzmocnić pozycję prokuratorów. Muszą mieć większą niezależność i odpowiedzialność za prowadzone postępowania. Byłbym za tym, żeby powołać Krajową Radę Prokuratorów, coś na wzór Krajowej Rady Sądownictwa. Mogłaby niekiedy kontrolować działania prokuratora generalnego. Większość jej składu stanowiliby prokuratorzy, ale widziałbym w niej miejsce także dla przedstawiciela prezydenta, ministra sprawiedliwości czy parlamentarzystów.
To byłoby poważne ograniczenie zadań i kompetencji ministra sprawiedliwości...