Radca, który skierował pozew do sądu, mimo że roszczenie było przedawnione, został ukarany przez samorządowe sądy dyscyplinarnie upomnieniem. Okręgowy sąd dyscyplinarny we Wrocławiu, a potem Wyższy Sąd Dyscyplinarny uznały go za winnego m.in. naruszenia art. 6 Kodeksu Etyki Radcy Prawnego, który zobowiązuje do wykonywania czynności zawodowych zgodnie z prawem, uczciwie, rzeczowo i z należytą starannością. Obwiniony radca nie zgadzał się jednak z orzeczeniem i złożył kasację do Sądu Najwyższego. Został uniewinniony (sygnatura akt: SDI 35/12).
– Samo wniesienie pozwu o przedawnione roszczenie nie jest zawinionym naruszeniem zasad etyki – mówił sędzia sprawozdawca Krzysztof Cesarz. Podkreślał, że takiego roszczenia można dochodzić, a niweczy je dopiero zarzut podniesiony przez przeciwnika procesowego. Nawet jednak w takiej sytuacji sąd może przecież uznać, że uznanie roszczenia za przedawnione byłoby w tej sytuacji sprzeczne z zasadami współżycia społecznego.
SN wskazał też nieprawidłowości w samym postępowaniu prowadzonym przez radcowskie sądownictwo dyscyplinarne. Podkreślił, że wydaje się iż nawet sądy dyscyplinarne zdawały sobie sprawę, że samo złożenie pozwu o przedawnione roszczenie trudno uznać za przewinienie. W uzasadnieniu wskazywano bowiem inne czyny niż objęte zarzutem. Zarzucano w nim radcy, że zaniechał uzyskania pisemnego dowodu na to, iż poinformował klienta o przedawnieniu zarzutu, oraz że cofnął pozew i zrzekł się w imieniu klienta roszczenia, błędnie oceniając, iż umowa, z której roszczenia klient wywodził, była umową o dzieło, a nie o roboty budowlane (w wypadku której okres przedawnienia jest dłuższy).
Sam obwiniony bronił się przed tymi zarzutami podczas rozprawy, podkreślając, że co prawda kodeks etyki mówi o uzyskaniu pisemnego oświadczenia od klienta poświadczającego, że niecelowej czynności (np. złożenia pozwu) dokonano na jego wyraźne żądanie, ale jest to prawo radcy, nie obowiązek.
Sędzia sprawozdawca odniósł się do tej kwestii, podkreślając, że radca miał rację, mówiąc o braku takiego obowiązku. Podkreślił jednak, że tu musiałaby być badana m.in. kwestia wiarygodności zeznań pokrzywdzonego, który twierdził, że nie został poinformowany o przedawnieniu roszczenia. W tej sytuacji, jak podkreślał sędzia sprawozdawca, SN nie miał możliwości uchylenia orzeczenia i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania.