Rzecz w tym, że sekretarz sądowy zwyczajnie wyświetlacza nie przestawił.
- I to na oczach klientów - komentuje postronny prawnik z korytarza. Co gorsza, nasz bohater i jego klienci odsłuchali już tylko wyroku - niestety niekorzystnego.
- Oczyma wyobraźni widzę powództwo odszkodowawcze, ponieważ strony procesowe, także adwokaci mają prawo ufać informacji z wokandy, która ma być rzetelna i aktualna. Gdyby miało być inaczej – w ogóle nie jest potrzebna - wskazuje adwokat Jerzy Naumann. - Choć wielu sędziom wydaje się inaczej, rozprawa jest m.in. po to, że daje szansę na zawrócenie biegu zdarzeń, przekonanie sądu, a w rezultacie – może wpłynąć na kształt orzeczenia. Inny tok rozumowania prowadzi wprost do zanegowania potrzeby wyznaczania rozprawy, co wydaje się normalnemu prawnikowi niedorzecznością.
- Miałem sprawę przed sądem administracyjnym w Gliwicach, wsiadłem wcześnie rano w InterCity, ale przed Katowicami przez megafon usłyszałem, że regionalna dyrekcja PKP ogłosiła strajk i pociąg nie dojedzie do dworca głównego lecz zatrzyma się na którymś z podmiejskich. Zatrzymał się - opowiada z kolei adwokat Piotr Nowaczyk. - Wyskoczyłem jako pierwszy i pobiegłem na postój taksówek. Miałem szczęście, stała tylko jedna taksówka. Po drodze zatelefonowałem do sekretariatu sądu prosząc o przekazanie składowi orzekającemu, że mogę spóźnić się parę minut. Z kolei niedaleko „Spodka" w poprzek ulicy przewrócił się dźwig i powstał wielki korek i chaos. Zadzwoniłem ponownie do sądu i tej samej sekretarce wytłumaczyłem nową, niecodzienną sytuację. Nie wiem co przekazała sędziom. Wpadłem do sądu gdy akurat z sali wychodzili moi przeciwnicy, a sąd naradzał się nad wyrokiem. Gdy zajrzałem do środka, sędzia złośliwie podyktował do protokołu, że na ogłoszenie wyroku stawił się nieobecny w czasie rozprawy pełnomocnik skarżącego. Klient, niemieckie przedsiębiorstwo, zażądał tłumaczenia protokołu i miał do mnie pretensje. Radził, żeby „w takim kraju" i „do takich sądów" jeździć na rozprawy dzień wcześniej... - puentuje mec. Nowaczyk.
Na komunikację publiczną nie można liczyć w 100 procentach, może na kolegów z korporacji można? Nie do końca.
- Podczas aplikacji edukowano nas przestrogą, jak to dwóch adwokatów czeka pod salą - opowiada adwokat Naumann: - Sprawa niemiłosiernie się opóźnia. Jeden z nich, przyciśnięty potrzebą, prosi przeciwnika, aby w razie wywołania sprawy zgłosił sędziemu, że przyjdzie „za minutę". Ulżywszy sobie wraca, znów spotyka kolegę przeciwnika z tym tylko, że jest już „po sprawie". Zapadł wyrok zaoczny, bo nikt się po stronie pozwanej nie stawił. Uczono nas w ten sposób, że zasady koleżeństwa zawodowego czasem wyprzedza wzgląd na interesy klienta i trzeba bardzo uważać - dodaje adwokat.