Nieprawnicze pomyłki przed sądem

Na rozprawę lepiej przyjechać dzień wcześniej niż za późno, radzą doświadczenie adwokaci. Ale to i tak nie uchroni od wszystkich pomyłek, które życie dostarcza.

Aktualizacja: 07.04.2015 17:38 Publikacja: 07.04.2015 17:27

Nieprawnicze pomyłki przed sądem

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak

Oto scenka sprzed sali rozpraw w Sądzie Najwyższym, tuż przed godz. 10.00, uczestnicy czekają na wyrok w sprawie drugiej z wokandy - z godziny 9.30.

- A pan do sprawy na 10.00? - pada pytania do prawnika w todze, który właśnie pojawił się pod salą z klientami, prezesami jakiejś spółki.

- Nie, na 9.30 - odpowiada.

- To się pan spóźnił...

- Nie, nie jest za późno - odpowiada zapytany i wskazuje, że na wyświetlaczu jest godz. 9.00, a więc sprawa pierwsza.

Rzecz w tym, że sekretarz sądowy zwyczajnie wyświetlacza nie przestawił.

- I to na oczach klientów - komentuje postronny prawnik z korytarza. Co gorsza, nasz bohater i jego klienci odsłuchali już tylko wyroku - niestety niekorzystnego.

- Oczyma wyobraźni widzę powództwo odszkodowawcze, ponieważ strony procesowe, także adwokaci mają prawo ufać informacji z wokandy, która ma być rzetelna i aktualna. Gdyby miało być inaczej – w ogóle nie jest potrzebna - wskazuje adwokat Jerzy Naumann. - Choć wielu sędziom wydaje się inaczej, rozprawa jest m.in. po to, że daje szansę na zawrócenie biegu zdarzeń, przekonanie sądu, a w rezultacie – może wpłynąć na kształt orzeczenia. Inny tok rozumowania prowadzi wprost do zanegowania potrzeby wyznaczania rozprawy, co wydaje się normalnemu prawnikowi niedorzecznością.

- Miałem sprawę przed sądem administracyjnym w Gliwicach, wsiadłem wcześnie rano w InterCity, ale przed Katowicami przez megafon usłyszałem, że regionalna dyrekcja PKP ogłosiła strajk i pociąg nie dojedzie do dworca głównego lecz zatrzyma się na którymś z podmiejskich. Zatrzymał się - opowiada z kolei adwokat Piotr Nowaczyk. - Wyskoczyłem jako pierwszy i pobiegłem na postój taksówek. Miałem szczęście, stała tylko jedna taksówka. Po drodze zatelefonowałem do sekretariatu sądu prosząc o przekazanie składowi orzekającemu, że mogę spóźnić się parę minut. Z kolei niedaleko „Spodka" w poprzek ulicy przewrócił się dźwig i powstał wielki korek i chaos. Zadzwoniłem ponownie do sądu i tej samej sekretarce wytłumaczyłem nową, niecodzienną sytuację. Nie wiem co przekazała sędziom. Wpadłem do sądu gdy akurat z sali wychodzili moi przeciwnicy, a sąd naradzał się nad wyrokiem. Gdy zajrzałem do środka, sędzia złośliwie podyktował do protokołu, że na ogłoszenie wyroku stawił się nieobecny w czasie rozprawy pełnomocnik skarżącego. Klient, niemieckie przedsiębiorstwo, zażądał tłumaczenia protokołu i miał do mnie pretensje. Radził, żeby „w takim kraju" i „do takich sądów" jeździć na rozprawy dzień wcześniej... - puentuje mec. Nowaczyk.

Na komunikację publiczną nie można liczyć w 100 procentach, może na kolegów z korporacji można? Nie do końca.

- Podczas aplikacji edukowano nas przestrogą, jak to dwóch adwokatów czeka pod salą - opowiada adwokat Naumann: - Sprawa niemiłosiernie się opóźnia. Jeden z nich, przyciśnięty potrzebą, prosi przeciwnika, aby w razie wywołania sprawy zgłosił sędziemu, że przyjdzie „za minutę". Ulżywszy sobie wraca, znów spotyka kolegę przeciwnika z tym tylko, że jest już „po sprawie". Zapadł wyrok zaoczny, bo nikt się po stronie pozwanej nie stawił. Uczono nas w ten sposób, że zasady koleżeństwa zawodowego czasem wyprzedza wzgląd na interesy klienta i trzeba bardzo uważać - dodaje adwokat.

Pomyłki mogą być pod salą sądowa, ale też na samej sali. To historia adwokata Andrzeja Michałowskiego: - Miałem trudną sprawę przed Sądem Najwyższym, długo się przygotowywałem do rozprawy, cyzelowałem zagadnienia, ćwiczyłem wystąpienie. Klientowi strasznie zależało, więc wszystko finansował bez słowa. Na samej rozprawie, w trakcie referatu sędziego, nagle uświadomiłem sobie, że nie pamiętam czy przeciwnik złożył odpowiedź na skargę. Zamarłem, nie mogłem sobie przypomnieć żebym ją widział, żeby mi doręczano. Nie mogłem też się już na niczym skoncentrować, aż do momentu kiedy na zakończenie referatu sędzia zwrócił się do pełnomocnika przeciwnika: „Pani Mecenas, w aktach sprawy jest pismo zatytułowane odpowiedź na skargę kasacyjną, ale podpisane przez stronę, a to Sąd Najwyższy, obowiązuje przymus adwokacki, więc odpowiedzi nie ma". I tak moje uchybienie zostało ukryte przez błąd przeciwnika.

Pomyłki zdarzają się oczywiście także sędziom, nawet Sądu Najwyższego. Na jednej z rozpraw, już po referacie, przemawia pełnomocnik, i na koniec pyta nieśmiało sąd: - A w sprawie skargi kasacyjnej przeciwnika, to mam mówić teraz czy później? A wtedy sędzia przewodniczący do sędziego bocznego: a to co, mamy w tej sprawie dwie skargi...?

Różnica między sędzią SN a adwokatem jest jednak taka, że sędzia SN „może" się pomylić, natomiast adwokat nie. Inna rzecz, że w każdym wypadku zapłacić za pomyłkę podsądny.

Oto scenka sprzed sali rozpraw w Sądzie Najwyższym, tuż przed godz. 10.00, uczestnicy czekają na wyrok w sprawie drugiej z wokandy - z godziny 9.30.

- A pan do sprawy na 10.00? - pada pytania do prawnika w todze, który właśnie pojawił się pod salą z klientami, prezesami jakiejś spółki.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Podatki
Nierealna darowizna nie uwolni od drakońskiego podatku. Jest wyrok NSA
Samorząd
Lekcje religii po nowemu. Projekt MEiN pozwoli zaoszczędzić na katechetach
Prawnicy
Bodnar: polecenie w sprawie 144 prokuratorów nie zostało wykonane
Cudzoziemcy
Rząd wprowadza nowe obowiązki dla uchodźców z Ukrainy
Konsumenci
Jest pierwszy wyrok ws. frankowiczów po głośnej uchwale Sądu Najwyższego
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił