Każda władza chciałaby mieć jak najwięcej swoich ludzi w Trybunale Konstytucyjnym. To całkowicie naturalny polityczny odruch pierwotny. Presja na obsadzenie TK w sposób możliwie najbardziej party-friendly była, jest i zawsze będzie ogromna. I oto dziś, przy okazji prac nad prezydenckim projektem nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, narodził się znakomity pomysł przejęcia jeszcze w tej kadencji Sejmu nieproporcjonalnie dużej części obsady Trybunału, bo aż jednej trzeciej. W dodatku jest to projekt tak prosty od strony legislacyjnej, że w swej prostocie wręcz piękny. I równie szkodliwy dla ustroju państwa.
Rozbroić zabezpieczenie
Absurdalne byłoby zakładanie, że partyjne nominowanie danego kandydata na sędziego TK przełoży się bezpośrednio na określony kierunek orzekania. Nie ma takiego związku. Sędzia TK raczej nie będzie wasalem partii, która go nominowała, a potem przeprowadziła jego kandydaturę przez Sejm. Z chwilą złożenia ślubowania i objęcia urzędu sędziego wczorajszy sędzia elekt przechodzi proces zupełnej emancypacji. Przestają go łączyć jakiekolwiek więzy z partią, która go wystawiła (jeżeli w ogóle takie więzy były). Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie twierdził, że sędzia będzie głosował pod instrukcję partyjną.
A jednak właściwy dobór personalny do TK ma niewątpliwie dla sił politycznych wielkie znacznie. Większe niż w innych obszarach wymiaru sprawiedliwości. Ze względu na to, że TK przede wszystkim zajmuje się interpretowaniem bardzo ogólnie ujętych klauzul konstytucyjnych, których wykładnia nierzadko zależy od takiej bądź innej perspektywy aksjologicznej, określony profil składu osobowego „negatywnego ustawodawcy", demonstrowana przez sędziów w poprzednim życiu zawodowym określona wspólnota ideologiczna czy światopoglądowa mogą zadecydować o być albo nie być niektórych ustaw. Art. 2 konstytucji to klasyczny przykład przepisu konstytucyjnego o charakterze całkowicie obrotowym, pozbawionym precyzyjnych punktów odniesienia. Mówiąc obrazowo,?to, co się z niego wyjmie, zależy od tego, jaką wartość się wcześniej do niego włoży.
Wybór sędziów przez TK jest wyborem politycznym. Co do tego nie ma wątpliwości. Ale żeby zapobiec zbyt łatwemu manipulowaniu tym wyborem, do ustawy o TK wprowadzono odpowiednie mechanizmy zabezpieczające. Teraz większość sejmowa, korzystając z nadarzającej się sposobności, tj. prac nad prezydenckim projektem ustawy o TK, chce zlikwidować jeden z tych mechanizmów.
Dobry zwyczaj: równowaga
Pomysł jest genialnie prosty. Dotychczas cykl wyboru sędziów TK był w sposób organiczny związany z cyklem politycznym wyznaczanym przez kadencje Sejmu. Rzecz chyba tak oczywista i fundamentalna, że nikomu nawet do głowy nie przyszłoby manipulować przy tym naturalnie układającym się kalendarzu polityczno-sędziowskim. W największym uproszczeniu: kolejne Sejmy uzupełniały skład osobowy TK wedle chronologicznie upływających kadencji sędziów. Gwarantowało to, że zwycięska opcja polityczna nie będzie mogła wpływać na skład TK z ominięciem kalendarza upływających kadencji sędziowskich i zostanie zachowana pewna równowaga polityczna przy nominowaniu sędziów. Zakładając, że obecna kadencja Sejmu kończy się mniej więcej z początkiem listopada tego roku (ostatnie posiedzenia Sejmu zaplanowano na razie na wrzesień), na mocy przepisów obowiązującej ustawy o TK Sejm mógłby i musiałby do tego czasu zadecydować o obsadzie tylko trzech wakatów w TK, bo tylko trzy kadencje sędziów wygasają z początkiem października. Byłoby to wszystko zgodne ze wspomnianym utrwalonym i dobrym uzusem ustrojowym. Zgłoszony do laski marszałkowskiej projekt ustawy o TK nie zaburzył w zasadzie w żaden sposób tego cyklu. Wprowadził tylko maksymalne terminy zgłaszania kandydatów na urząd sędziego TK. I doprecyzował procedurę wstępnego zgłaszania kandydatów na sędziów, także przez instytucje apolityczne (m.in. rady wydziałów prawa, samorządy prawnicze, KRS). Gdyby więc został uchwalony w pierwotnej wersji w najbliższym czasie, to dobry uzus polityczno-ustrojowy byłby kontynuowany. Niemożliwe jednak stałoby się obsadzenie stanowisk mających wkrótce wakować z uwagi na harmonogram zaproponowany przez projekt prezydencki (ogólnie długą procedurę selekcji kandydatów na sędziów, która musiałaby się zacząć na sześć miesięcy przed upływem kadencji sędziego).