Pierwszy raz na podstawie przepisów znowelizowanej ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych oświadczenia majątkowe sędziów publikowane są w Biuletynie Informacji Publicznej i dostępne dla każdego, kto jest ciekaw, jaki majątek posiada konkretny sędzia lub sędziowie jako grupa zawodowa.
Rozwiązanie to wywołało wiele sprzecznych komentarzy. Zwolennicy twierdzili, że to znakomite narzędzie antykorupcyjne, a poza tym jawność dotycząca stanu majątkowego sędziów przyczyni się do wzrostu zaufania społecznego.
Sędziowie oświadczenia majątkowe składają od lat i nie budzi to żadnych sprzeciwów. Bada je kolegium sądu i w razie jakichkolwiek wątpliwości, czy majątek sędziego w ciągu roku nadmiernie nie wzrósł, prosi go o wyjaśnienia. Najczęściej okazuje się, że ktoś się pomylił, zapomniał wpisać informację o spadku lub jego małżonek zaczął zarabiać krocie, a majątek jest przecież wspólny.
Można jednak powiedzieć, że kontrola taka nie jest wiarygodna, bo sędziowie sprawdzają sędziów, a wiadomo: kruk krukowi oka nie wykole. Od pierwszego dnia składania przez sędziów oświadczeń majątkowych jest też kontrola, której trudno zarzucić stronniczość i brak obiektywizmu.
Sędzia składa oświadczenie w dwu jednobrzmiących egzemplarzach i jeden z nich trafia do właściwego urzędu skarbowego. Ten, tak jak kolegium sądu porównuje stan majątku sędziego do zadeklarowanego w roku poprzednim. Może potem przekazać sprawę do prokuratury lub Centralnego Biura Antykorupcyjnego, jeżeli wynik analizy budzi uzasadnione wątpliwości, czy majątek ujawniony w oświadczeniu jest legalny. Czy zatem publikacja w internecie jest naprawdę narzędziem antykorupcyjnym?