Piętnaście lat po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej ciągle nie rozumiemy, że prawo europejskie jest prawem precedensowym, a sądy państw członkowskich uznają to za fundament unijnego systemu ochrony prawnej oraz warunek niezbędny do zapewnienia, że prawo wspólnego rynku jest prawem jednolitym.
Problem przestaje być jedynie polską ciekawostką, gdy w prawo precedensu zaczynają wątpić sami sędziowie, i to co gorsza polskiego Sądu Najwyższego (a przynajmniej jednej podejrzanej pod względem legalności Izby Dyscyplinarnej). Z tragikomedii niewiedzy i ignorancji przechodzimy w świat dramatu, gdy słyszymy, że sędzia stojący na czele tej Izby tworzy karkołomne teorie, które naginają i instrumentalizują prawo i ustabilizowane rozumienie precedensu w prawie europejskim i twierdzi, że wyrok (orzeczenie wstępne) Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) wydany 19 listopada 2019 r. wiąże tylko skład zadający pytanie.