Nie każdemu dane jest wystawiać w galerii Hayward. To super renoma plus super lokalizacja. Tamiza płynie tuż-tuż, przecięta szpanerskim Waterloo Bridge, obok kręci się diabelski młyn, handlarze oferują atrakcyjną tandetę, a wokół tych ludycznych atrakcji na południowym nadbrzeżu Londynu kwitnie wysoka sztuka.
Tamże króluje do 8 stycznia Pipilotti Rist, szwajcarsko-międzynarodowa artystka, mistrzyni wideoinstalacji i pozawizualnych, muzyczno-parateatralnych sposobów narracji. Z postawy – anarchistka, z ducha – romantyczka, co się bynajmniej nie wyklucza. Jej najnowszy show nosi tytuł „Eyball masage". Masaż gałki ocznej? Można tak przetłumaczyć. Według mnie, masaż wyobraźni.
Z błogosławieństwem królowej
Hayward Gallery to beton. Brutalistyczna architektura lat 60., przypominająca dawne doki albo jeszcze starsze jaskinie wydłubane w tufie, z knajpą o adekwatnej nazwie „Concrete" (bekon). Otworzyła ją z pompą królowa Elżbieta w 1968 roku. Od tej pory galeria, pomazaniec i sukcesor młodzieżowej wiosny, stała się ważnym przyczółkiem walki z hipokryzją. Także z zakłamaniem artystycznym. Dowodem – każda tu otwarta wystawa.
Pipilotti Rist, światowa liga, rocznik 1962, w istocie Elisabeth Charlotte (ksywka od Pippi Longstockin, bohaterki powieści Astrid Lindgren), już od młodości cierpiała na niedobory metafizyki w swym cudnym, zasobnym i poprawnym domu w Sankt Gallen. Opowiada o tym przy okazji londyńskiej, autobiograficznej wystawy. Zresztą, każda publiczna prezentacja Pippi ma charakter szczerego wyznania aż po granice ekshibicjonizmu.
Czy jest ktoś, kto pamięta jej wystąpienie w Warszawie, na Zamku Ujazdowskim siedem lat temu ? (Sprawiła to niezrównana kuratorka Milada Ślizińska). Już wtedy Pippi artystycznie szczytowała, o czym przekonywałam się z każdym rokiem, przy różnych okazjach, jako na przykład weneckie biennale czy documenta w Kasel. W ubiegłym roku spotkałam jej zminiaturowane wydanie w najszacowniejszym muzeum w Zurichu: w sali z holenderskimi XVIII pejzażystami wmontowano jej wideo w... podłogę. Stamtąd, spod dywanu, maleńka myszka o fizjonomii Pippi wołała do nas z mini-ekranu „hej, tu jestem, zobacz mnie, zauważ". Najpierw szok, potem śmiech. Brawo dla Szwajcarów! Zdobyli się na luz.