Tym dwóm sędziom należy oddać sprawiedliwość za to, że dostrzegli też inne racje niż tylko własne przekonanie do konkretnej kwestii prawnej. W tym wypadku chodzi o spór o prezesurę Julii Przyłębskiej i o to, czy skończyła się w grudniu zeszłego roku, czy skończy się dwa lata później.

„Nasz udział w rozpoznaniu sprawy K 1/17 (sporu kompetencyjnego między prezydentem a Sądem Najwyższym dotyczącego zakresu prawa łaski), podyktowany dbaniem o konstytucyjny podział władz i bezpieczeństwo demokratycznego ustroju Rzeczypospolitej, w żaden sposób nie zmienia naszego stanowiska zawartego w piśmie sześciu sędziów Trybunału Konstytucyjnego z 3 stycznia 2023 r, że nie pełni już pani funkcji prezesa Trybunału wobec upływu sześcioletniej kadencji” – wyjaśnili w ubiegłym tygodniu w piśmie do Julii Przyłębskiej sędziowie TK Zbigniew Jędrzejewski i Bogdan Święczkowski z owej szóstki. Stało się to, kiedy miał się wreszcie zebrać się TK w pełnym składzie, co wymaga 11 sędziów spośród 15, a ta dwójka wreszcie to umożliwiła, przystępując do orzekania.

Czytaj więcej

Jest wyrok TK ws. sporu kompetencyjnego pomiędzy prezydentem a Sądem Najwyższym

Spór o prezesurę Julii Przyłębskiej był już tyle razy komentowany, od dawna było też wiadomo, że nie ma prawnej ścieżki zmuszenia jej do ustąpienia, na co wskazywali nawet jej mocni krytycy. A sędziowie owej „zbuntowanej” szóstki ograniczali się do apelowania o zarządzenie wyborów kandydatów na nowego prezesa. Co gorsze, jednak odmawiali udziału w pełnym składzie TK, wymaganym dla najważniejszych spraw. Krótko mówiąc, zablokowali w tym zakresie prace TK i jak żart brzmią twierdzenia jednego z tej szóstki, że pracują oni wciąż w składach powołanych, kiedy prezes nie była jeszcze kwestionowana, gdyż jeśli nawet pracują więcej niż „na pół gwizdka”, to uniemożliwiają Trybunałowi rozpatrywanie najbardziej kluczowych spraw, wbrew zresztą większości sędziów TK.

Wydawałoby się zaś, że kto jak kto, ale sędziowie winni być przyzwyczajeni do tego, że wydają orzeczenia większością i nawet nie mogą się wstrzymać od głosu, a swoje zastrzeżenia wyrażają w zdaniu odrębnym.