W marcu bez pracy było przeszło 2 mln Polaków – podał GUS. W tym samym czasie gospodarka urosła o przeszło 4 proc. Jednak przedsiębiorcy nie szukają pracowników ani nie tworzą nowych miejsc pracy. Dlaczego? – Koszty pracy są wysokie, sytuacja gospodarcza niepewna. Nie chcemy ryzykować – mówią.
Nic nie wskazuje też na szybką poprawę – w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku liczba nowych miejsc pracy była mniejsza o ponad 5 tys. – Firmy nie mają pieniędzy na nowych pracowników – mówi Monika Zakrzewska, ekspert PKPP Lewiatan. To zaskakujące, bo pod koniec ubiegłego roku polskie firmy chwaliły się rekordowymi oszczędnościami – na ich kontach było odłożone ponad 203 mld zł. – To polisa ubezpieczeniowa na niepewne czasy, nie pieniądze na inwestycje – tłumaczy Zakrzewska.
- Wiele złego na rynku pracy uczyniła tegoroczna podwyżka składki rentowej o 2 p. p. i płacy minimalnej do 1500 zł – mówi "Rz" Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest-Banku.
Przedsiębiorcy tłumaczą, że wyższe koszty pracy nie doprowadziły do zwolnień pracowników, ale w połączeniu z pogarszającą się sytuacją gospodarczą zahamowały zatrudnianie nowych osób. – W naszym przypadku wyższa składka to dodatkowy koszt 2 mln zł rocznie – mówi "Rz" Paweł Miłoszewski, dyrektor ds. zarządzania personelem w Whirlpool Wrocław.
Pieniądze na inwestowanie w nowe miejsca pracy nie spływają także od państwa. Chociaż w Funduszu Pracy jest ponad 5 mld zł, pieniądze te zostały zamrożone, bo dzięki nim obniża się deficyt budżetowy. Skutki są widoczne – w porównaniu z 2000 r. liczba bezrobotnych, którzy wzięli udział w szkoleniach, pracach interwencyjnych i robotach publicznych, spadła o połowę. O ok. 50 proc. zmniejszyła się liczba dotacji na rozpoczęcie działalności gospodarczej. – Wpompowanie tych pieniędzy w biznes ożywiłoby gospodarkę – tłumaczy Zakrzewska. – W tych czasach wsparcie dla firm to także zysk dla bezrobotnych – dodaje.
Barierą dla przedsiębiorców jest także mało elastyczne prawo pracy i nieprecyzyjne przepisy podatkowe. – Nie może być tak, że każda izba skarbowa ma swoją interpretację przepisów – podsumowuje Wojciechowski.