W oświadczeniu białoruskiego gabinetu ministrów stwierdzono, że decyzja ta jest „odpowiedzią” na niedawne zwiększenie przez Unię Europejską ceł na produkty rolne z Białorusi. Mińsk odpowiada na to z gołąbkiem pokoju w dłoniach - otwierając granicę na zachodnią żywność.
„Po raz kolejny demonstrujemy otwartość, pokojowość i zasadę dobrego sąsiedztwa, podobnie jak w przypadku decyzji o bezwizowym wjeździe dla obywateli krajów UE” - cytuje deklaracje reżimu Łukaszenki „The Moscow Times”.
Białoruskie kartofle wyparowały do Rosji
Prawda o przyczynach tej „otwartości” jest zupełnie inna. Zniesienie zakazu nastąpiło w wyniku kryzysu żywnościowego na Białorusi: w ostatnich miesiącach kraj ten zmagał się z dotkliwym niedoborem m.in. ziemniaków. Opozycyjna gazeta „Zerkało” (Lustro) pisała już, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy mieszkańcy Białorusi coraz częściej skarżą się na brak ziemniaków, a gdy uda się je znaleźć w sklepach – na ich złą jakość.
Tak 10 lat temu białoruski dyktator sam zbierał ziemniaki.
Na początku maja białoruski dyktator przyznał, że produkt ten zniknął ze sklepowych półek. Za to, co się stało, obwinił on lokalnych rolników, którzy – jak twierdził – przestawili się na eksport do Rosji, gdzie też ziemniaków brakuje, a cena jest znacznie wyższa.