Z dużej chmury mały, by nie powiedzieć żaden, deszcz. Tak najkrócej podsumować można wyniki prac Kościelnej Komisji Historycznej i Zespołu do spraw Oceny Etyczno-Prawnej, które pochylały się przez pół roku nad dokumentami SB dotyczącymi współpracy niektórych obecnych biskupów. Komisja, jak można się było spodziewać, uznała, że żaden z hierarchów, których dokumenty znajdują się obecnie w IPN, nie podjął świadomej i dobrowolnej współpracy, a ich kontakty z bezpieką można co najwyżej nazwać „nieroztropnymi”.
Kilka dni później w „Dzienniku” ukazał się dodatkowo wywiad z biskupem Stanisławem Budzikiem, który otwarcie obwieścił koniec lustracji w Kościele. – Chcemy wreszcie postawić – z naszej strony – kropkę nad „i” tzw. lustracji biskupów i zająć się tym, co dla misji Kościoła najważniejsze – ewangelizacją – obwieścił biskup Budzik. Problem polega tylko na tym, że przyjęta przez biskupów w kwestii lustracji (ale przecież nie tylko) metoda działania niezwykle utrudnia wiarygodne sprawowanie misji, jaką stawia przed sobą Kościół.
Po raz kolejny bowiem okazało się, że – niezależnie od dochodzących zza zamkniętych drzwi sal, w których obraduje Konferencja Episkopatu, odgłosów debaty na temat najważniejszych problemów trapiących polski Kościół – biskupi nie są w stanie sformułować żadnego przekazu i podjąć jasnych i radykalnych decyzji. Zamiast tego, we wszystkich w zasadzie najważniejszych problemach przyjmują ten sam styl działania – zamilczania, powoływania komisji i zamykania ust krytykom, i wreszcie przeczekiwania problemu.
Tak było i jest w przypadku Radia Maryja (tu jednak krytycy są także wśród biskupów, zamknięcie ust jest więc o wiele trudniejsze), arcybiskupa Juliusza Paetza (który nadal w opinii wielu jest tylko ofiarą nagonki) czy właśnie lustracji. Ta ostatnia kwestia stać się zresztą może wręcz modelem zachowania biskupów w sytuacji kryzysowej.
Wszystko zaczyna się od zdecydowanego zaprzeczania oskarżeniom (niezależnie od tego, czego one dotyczą), później zaczyna się próba zamykania ust duchownym (bo świeckim się nie da), którzy zabierają głos w sprawie i – co ostatnio coraz rzadsze – mają inną niż większość biskupów opinię. Gdy media nie milknął (a to one są w minionych latach głównym motorem jakichkolwiek działań w sytuacjach skandali), informuje się o powołaniu komisji (można tu wstawić dowolną nazwę) lub wszczęciu kościelnych dochodzeń w jakiejś sprawie.