Kościelne kalambury intelektualne

„Tygodnik Powszechny” nie wykreował problemu, nie zrobił z Tomasza Węcławskiego ani ofiary, ani bohatera. Po prostu podjął złożony problem – pisze jezuita i publicysta „TP” ks. Jacek Prusak SJ

Publikacja: 06.02.2008 00:41

Red

W tekście „Kuszenie mediów katolickich” („Rzeczpospolita”, 29 stycznia 2008, A 17), ks. Artur Stopka zarzucił redakcji „Tygodnika Powszechnego”, że wykorzystała informację o apostazji Tomasza Węcławskiego do „osiągnięcia spektakularnego sukcesu” medialnego, który mało ma wspólnego z duchem ewangelii i misją pisma katolickiego. Zarzut jest poważny, ale czy uzasadniony?

Ksiądz Stopka zapomina, że apostazja jest faktem publicznym bez względu na to, czy towarzyszy jej zainteresowanie mediów czy nie, natomiast przyjmuje zasadę, że nie można pisać o czymś, co może stać się sensacją („hitem”), ponieważ to nie jest zgodne z etosem katolickiego pisma, które ma „opisywać, objaśniać i komentować rzeczywistość, za najważniejszą wartość uznając prawdę, a nie wolność i pogoń za sensacją”.

Mój problem z tezą Stopki polega na tym, że nie udowodnił, w jaki sposób „Tygodnik” sprzeniewierzył się tym zasadom. Zanim jednak do tego przejdę, chciałbym przypomnieć ks. Stopce, że to właśnie na łamach „Rzeczpospolitej” rok temu jeden z katolickich publicystów napisał tekst o odejściu z kapłaństwa Węcławskiego w sposób, który wzbudził konsternację w wielu środowiskach – nie tylko kościelnych. Ksiądz Stopka nie protestował wtedy na jej łamach. Teraz zaś przyjął na siebie rolę moralnego autorytetu i w świeckim publikatorze rozstrzyga, czy „Tygodnik Powszechny” ma prawo nazywać się gazetą katolicką. Dziwny przejaw troski o Kościół i osobę Węcławskiego. Ale wróćmy do jego tekstu.

Po pierwsze, informacja o apostazji Węcławskiego miała charakter publiczny, zanim na swoich łamach podał ją „Tygodnik”. To, że nie uczyniła tego wcześniej żadna katolicka gazeta, nie jest tutaj żadnym argumentem przemawiającym przeciwko „Tygodnikowi”. Media kościelne w ogóle mają problem z informowaniem swoich czytelników o trudnych i bolesnych sprawach Kościoła. „Tygodnik” nie ma obowiązku takiego status quo utrzymywać. Odbieranie mu „katolickości” za to, że szuka prawdy w wydarzeniach złożonych i niewygodnych, stara się je zrozumieć, objaśniać i komentować, jest jedynie potwierdzeniem, że „służenie prawdzie” ma dla ks. Stopki pragmatyczny charakter.

Poznańska kuria metropolitarna ma prawo wydawać swoje orzeczenia, jednak kiedy kogoś publicznie oskarża, powinna najpierw zadbać o dowody i argumenty. Dziennikarze katoliccy nie są od spełniania oczekiwań „wysokich reprezentantów Kościoła” – oni mają swoich rzeczników i często własne pisma diecezjalne. Zadaniem publicystów katolickich jest przedstawianie życia Kościoła w całej jego pełni – na to nie potrzebują zgody hierarchów. Nihil obstat potrzebny jest autorom podręczników teologii i katechizmów, a nie dziennikarzom i publicystom piszącym o Kościele.

Dokument kurii nie podał żadnych dowodów na to, że redaktor Artur Sporniak „dopuścił się licznych nieścisłości” w prezentacji decyzji Węcławskiego. Publicysta „Tygodnika” pytał samego zainteresowanego o motywy jego decyzji, nie wchodził jednak w rolę kościelnego cenzora. Miał prawo postawić tezę o apostazji Węcławskiego tak, jak ją zrozumiał, bo Węcławski odesłał go do swoich wykładów i zostawił „wolną rękę” przy ich interpretacji. Orzeczenie kurii w sprawie Węcławskiego potwierdza hipotezę Sporniaka, że poznański teolog podważył bóstwo Jezusa – wydaje się jednak, że ks. Stopce to umknęło.

Stwierdzenie, że Węcławski jest heretykiem, należy do władz kościelnych – te, jak dotąd, nie wydały w tej sprawie żadnego dokumentu. Pretensje do „Tygodnika” za to, że nie zrobił tego w ich imieniu „ręką” ks. Bonieckiego, to kolejny błąd w argumentacji Stopki. „Tygodnik” nie banalizuje apostazji Węcławskiego, wręcz przeciwnie – pragnie jej poświęcić wiele uwagi i rzetelnego namysłu, bo Tomasz Węcławski był przez wiele lat bliskim współpracownikiem pisma i wybitną postacią polskiego Kościoła. To, co się w przypadku jego odejścia z Kościoła wydarzyło, domaga się głębokiego namysłu.

Nie wiem, skąd u ks. Stopki taka pewność, że apostazja Węcławskiego jest dla niego samego faktem bolesnym; wszystko wskazuje raczej na to, że podjęcie jej od czegoś go wyzwoliło. To fakt bolesny dla Kościoła, ale „cichość” Węcławskiego uniemożliwia przezwyciężanie tej traumy wielu katolikom; jego samego skazuje na pomówienia i błędne reinterpretacje. Dlatego też „Tygodnik” podjął się tego trudnego tematu; bo jego apostazja ma inny ciężar gatunkowy od tych, o których pisały dotąd media kościelne i świeckie.

Ksiądz Stopka twierdzi, że „rozumie, dlaczego »Tygodnik Powszechny« zdecydował się zrobić medialne wydarzenie z apostazji Węcławskiego”. Moim zdaniem jest on w błędzie. „Tygodnik” podejmując problem odejścia z Kościoła poznańskiego teologa (a może już raczej religioznawcy), nie uległ pokusie mediów i zasadzie, że cel uświęca środki. Wręcz przeciwnie – stawił jej czoło. Nie wykreował problemu, nie zrobił z Węcławskiego ani ofiary, ani bohatera, nie rywalizował z mediami świeckimi – po prostu podjął złożony problem; zanim właściwe instytucje się do jego istnienia publicznie przyznały.

Wydaje mi się więc, że to ks. Stopka uległ pokusie łatwego pisania o trudnych sprawach, oceniając jednoznacznie negatywnie „Tygodnik”. Cieszę się jednak, że ma świadomość popełnianych błędów i mam nadzieję, że jako redaktor naczelny portalu Wiara.pl i współpracownik „Gościa Niedzielnego” nie będzie traktował „Tygodnika” jako rywala. Każde z tych mediów ma inną funkcję do spełnienia.

ks. Artur Stopka

„Kuszenie mediów katolickich”

„Tygodnik Powszechny” uczynił z faktu bolesnego dla Tomasza Węcławskiego i dla Kościoła medialny hit.

29 stycznia 2008

W tekście „Kuszenie mediów katolickich” („Rzeczpospolita”, 29 stycznia 2008, A 17), ks. Artur Stopka zarzucił redakcji „Tygodnika Powszechnego”, że wykorzystała informację o apostazji Tomasza Węcławskiego do „osiągnięcia spektakularnego sukcesu” medialnego, który mało ma wspólnego z duchem ewangelii i misją pisma katolickiego. Zarzut jest poważny, ale czy uzasadniony?

Ksiądz Stopka zapomina, że apostazja jest faktem publicznym bez względu na to, czy towarzyszy jej zainteresowanie mediów czy nie, natomiast przyjmuje zasadę, że nie można pisać o czymś, co może stać się sensacją („hitem”), ponieważ to nie jest zgodne z etosem katolickiego pisma, które ma „opisywać, objaśniać i komentować rzeczywistość, za najważniejszą wartość uznając prawdę, a nie wolność i pogoń za sensacją”.

Pozostało 87% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości