W tekście „Kuszenie mediów katolickich” („Rzeczpospolita”, 29 stycznia 2008, A 17), ks. Artur Stopka zarzucił redakcji „Tygodnika Powszechnego”, że wykorzystała informację o apostazji Tomasza Węcławskiego do „osiągnięcia spektakularnego sukcesu” medialnego, który mało ma wspólnego z duchem ewangelii i misją pisma katolickiego. Zarzut jest poważny, ale czy uzasadniony?
Ksiądz Stopka zapomina, że apostazja jest faktem publicznym bez względu na to, czy towarzyszy jej zainteresowanie mediów czy nie, natomiast przyjmuje zasadę, że nie można pisać o czymś, co może stać się sensacją („hitem”), ponieważ to nie jest zgodne z etosem katolickiego pisma, które ma „opisywać, objaśniać i komentować rzeczywistość, za najważniejszą wartość uznając prawdę, a nie wolność i pogoń za sensacją”.
Mój problem z tezą Stopki polega na tym, że nie udowodnił, w jaki sposób „Tygodnik” sprzeniewierzył się tym zasadom. Zanim jednak do tego przejdę, chciałbym przypomnieć ks. Stopce, że to właśnie na łamach „Rzeczpospolitej” rok temu jeden z katolickich publicystów napisał tekst o odejściu z kapłaństwa Węcławskiego w sposób, który wzbudził konsternację w wielu środowiskach – nie tylko kościelnych. Ksiądz Stopka nie protestował wtedy na jej łamach. Teraz zaś przyjął na siebie rolę moralnego autorytetu i w świeckim publikatorze rozstrzyga, czy „Tygodnik Powszechny” ma prawo nazywać się gazetą katolicką. Dziwny przejaw troski o Kościół i osobę Węcławskiego. Ale wróćmy do jego tekstu.
Po pierwsze, informacja o apostazji Węcławskiego miała charakter publiczny, zanim na swoich łamach podał ją „Tygodnik”. To, że nie uczyniła tego wcześniej żadna katolicka gazeta, nie jest tutaj żadnym argumentem przemawiającym przeciwko „Tygodnikowi”. Media kościelne w ogóle mają problem z informowaniem swoich czytelników o trudnych i bolesnych sprawach Kościoła. „Tygodnik” nie ma obowiązku takiego status quo utrzymywać. Odbieranie mu „katolickości” za to, że szuka prawdy w wydarzeniach złożonych i niewygodnych, stara się je zrozumieć, objaśniać i komentować, jest jedynie potwierdzeniem, że „służenie prawdzie” ma dla ks. Stopki pragmatyczny charakter.
Poznańska kuria metropolitarna ma prawo wydawać swoje orzeczenia, jednak kiedy kogoś publicznie oskarża, powinna najpierw zadbać o dowody i argumenty. Dziennikarze katoliccy nie są od spełniania oczekiwań „wysokich reprezentantów Kościoła” – oni mają swoich rzeczników i często własne pisma diecezjalne. Zadaniem publicystów katolickich jest przedstawianie życia Kościoła w całej jego pełni – na to nie potrzebują zgody hierarchów. Nihil obstat potrzebny jest autorom podręczników teologii i katechizmów, a nie dziennikarzom i publicystom piszącym o Kościele.