Reklama

Oddajcie „Westerplatte”!

Bogusław Wołoszański nie jest moim ulubieńcem ? nie myślę nawet o brzydkim epizodzie w jego biografii, ale o licznych w jego programach i książkach uproszczeniach i nadinterpretacjach.

Publikacja: 28.03.2009 08:44

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Może i tak trzeba, gdy się chce mieć masowego widza i czytelnika, ale mnie się to nie podoba. Czasem jednak Wołoszański pisze w swoich felietonach rzeczy bardzo trafne. Do takich należało spostrzeżenie, że o ile kiedyś na Zachodzie robiły się filmy wojenne z ambicją odtworzenia historii, takie jak „Najdłuższy dzień” czy „O jeden most za daleko” ? dzisiaj zaś robi się tam zupełnie bezwstydnie fałszujące historię produkty propagandowe, w stylu sowieckiego „Wyzwolenia” czy „Blokady”.

Właśnie bodaj na filmie „Blokada”, na który spędzono nas ze szkołą, pękałem z kolegami ze śmiechu, patrząc, jak sowiecki gieroj biegnie na germański bunkier, biegnie, biegnie, cekaemy faszystów szatkują go jak kapustę, a on biegnie taki szatkowany kilkanaście metrów, niczym zombie z „Nocy żywych trupów” ? aż w końcu dopada strzelnicy i zatyka ją własnym ciałem.

Przypomniała mi się i ta scena, i uwaga Wołoszańskiego, gdy przypadkiem włączył mi się w telewizorze nowy amerykański film o Pearl Harbour. „Nowy” w odróżnieniu od klasycznego „Tora, Tora, Tora”, w istocie ma już chyba parę lat; w każdym razie poziomem nie odbiegał od ruskich bzdetów, którymi karmiono moje pokolenie w dzieciństwie. Amerykanie szatkują Japońców tak, że nie sposób pojąć, jakim cudem zostały im jeszcze po tym nalocie jakieś samoloty, a już zwłaszcza, czym zdołali zatopić tyle okrętów. Wszelkie rekordy głupoty bije scena, w której pilot amerykańskiego myśliwca (wystartowało ich w istocie bodaj ze dwa) przez kilkanaście minut uwijając się nad bazą z długim ogonem japońskich „Zero” ? z których co i raz jakiś nie wyrabia się na zakręcie i rozbija malowniczo o ścianę czy drzewo ? łączy się z kolegami na ziemi (przez telefon komórkowy, jak się zdaje, bo walkie-talkie jeszcze wtedy w żadnej armii nie używano, a te o kilkanaście lat późniejsze miały rozmiary sporej szuflady), każe im wbiec z karabinami maszynowymi na wieżę, po czym podprowadza im wrogie maszyny pod tę wieżę, a oni je tam z zaskoczenia zestrzeliwują…

Wiadomo, że targetowa widownia amerykańskiego kina to nastoletni analfabeta; ale czyż nie jest godne podziwu, że nawet takiemu debilowi starali się producenci pseudohistorycznej bzdury wtłoczył w głowę przekaz: laliśmy żółtków w de, nawet gdy przegrywaliśmy ? patrz pod: jesteśmy obywatelami potężnego kraju i jesteśmy z tego dumni…

A u nas? Co i raz ktoś tam bąknie, że może by o Powstaniu Warszawskim, a może o Monte Cassino, ale nie ma pieniędzy… U nas nie ma, inni mają. Małgorzata Szumowska powiedziała nie tak dawno w wywiadzie dla „Polityki”, że gdy rozmawia z różnymi europejskimi instytucjami, spotyka się z gotowością sfinansowania przez nie filmu, pod warunkiem, że będzie on rozliczał się z polską nietolerancją, antysemityzmem, ciasnym katolicyzmem etc. Nie mam wątpliwości, że ktoś w końcu po te fundusze sięgnie, artystów legitymujących się odpowiednio do tego wysokim poziomem moralnym nam nie brak, a scenariusze – np. o Jedwabnem ? już są gotowe. Natomiast na żadne Powstania ani Monte Cassino pieniędzy nie będzie, a jeśli nawet będą, to posłużą „rewidowaniu narodowych mitów” i dowodzeniu, że Polacy byli bandą ciemniaków pijących pod ostrzałem na umór i symbolicznie oddających mocz na swych przywódców.

Reklama
Reklama

Ja już nawet na porządny polski film historyczny nie liczę. Ja mam inne, drobne marzenie. Jest znakomity film „Westerplatte” Stanisława Różewicza. Czasem można go zobaczyć w telewizji ? naprawdę, wytrzymuje porównanie z przywołanymi na wstępie klasycznymi tytułami, choć oczywiście daleko mu do ich rozmachu. Historia przedstawiona jest zgodnie z prawdą, a zarazem taktownie, sprawiedliwość zostaje oddana i Sucharskiemu, i Dąbrowskiemu… Słowem, tylko ten film zremasterować, może pokolorować (nie przepadam, ale podobno to dziś dla dużej części widowni warunek) – i nie trzeba nic więcej, na okrągłą rocznicę jak znalazł. To naprawdę nie są wielkie pieniądze. Tymczasem „Westerplatte” nie można nawet kupić w sklepie, nikt się dotąd nie pokusił nie tylko o odnowienie filmu, ale nawet o, po prostu, wydanie go. Dlaczego ? nie pojmuję. Czy przynajmniej to ma szansę się zmienić?

[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/03/28/oddajcie-%e2%80%9ewesterplatte%e2%80%9d/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Może i tak trzeba, gdy się chce mieć masowego widza i czytelnika, ale mnie się to nie podoba. Czasem jednak Wołoszański pisze w swoich felietonach rzeczy bardzo trafne. Do takich należało spostrzeżenie, że o ile kiedyś na Zachodzie robiły się filmy wojenne z ambicją odtworzenia historii, takie jak „Najdłuższy dzień” czy „O jeden most za daleko” ? dzisiaj zaś robi się tam zupełnie bezwstydnie fałszujące historię produkty propagandowe, w stylu sowieckiego „Wyzwolenia” czy „Blokady”.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Reklama
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Długi cień Władimira Putina nad Białym Domem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Publicystyka
Marek A. Cichocki: W nowym świecie Polacy muszą nauczyć się bezwzględnego używania siły
Publicystyka
Estera Flieger: Co jeśli absolutyzujemy polaryzację?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Władimir Putin przeprasza króla Kaukazu
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Publicystyka
Estera Flieger: Nie straszmy wojną, ale też nie lekceważmy sytuacji
Materiał Promocyjny
Transformacja energetyczna: Były pytania, czas na odpowiedzi
Reklama
Reklama