Dobrze, co tam sięgać po ekstrema. Jeśli robimy audycję „dlaczego w Polsce brak praworządności”, to musimy połowę cennego czasu antenowego poświęcić na równoważenie przyjętego a priori założenia, że praworządność jest czymś dobrym? (A są argumenty przeciwne ? bezprawie sprzyja akumulacji kapitału, na przykład, czego gospodarcze dzieje III RP są najlepszym dowodem). A rozmawiając o literaturze, musimy przez jedną trzecią czasu omawiać powieści sprzyjające wizji świata według PO, przez drugą trzecią powieści PiS, a resztę czasu podzielić miedzy pisarzy PSL i SLD? Ciekawe swoją drogą ? a w której części umieściłby swoje powieści Jerzy Sosnowski?
Dziennikarz nie jest od „równoważenia”, proszę nie powtarzać tych ad hoc wymyślonych na użytek politycznej nagonki głupstw. Dziennikarz ma mówić prawdę i nie ukrywać, do jakiego systemu wartości przymierza fakty. Jeśli gdzieś uchybiłem prawdzie, a zwłaszcza dopuściłem się manipulacji ? proszę albo o konkretny zarzut, albo, kto go nie umie znaleźć, o zamknięcie ust. Moi widzowie, słuchacze i czytelnicy wiedzą doskonale, że jestem wolnorynkowcem i konserwatystą i mogą brać na to odpowiednią poprawkę. A kiedy wypowiadam się publicznie na przykład o ubezpieczeniach rolniczych, to zaznaczam, że z mocy absurdalnego prawa sam jestem nimi objęty, żeby wiadomo było, że wypowiadam się poniekąd także we własnej sprawie – nie robię z siebie pajaca, jak obrońcy pewnego „geja”, którego pani minister miała czelność zdekonspirować, że lobbuje za swoim środowiskiem z pozycji „bezstronnego”.
Tak rozumiem rzetelność dziennikarską. Teza, że w mediach publicznych ludzie z zewnątrz, na dodatek o zdeklarowanych poglądach, mogą występować tylko jako goście, a wszystkie programy prowadzone być muszą przez etatowych pracowników, dla odbiorcy niewyrazistych, jest tezą, delikatnie mówiąc, dyskusyjną. Moim zdaniem jest dorabianiem sobie ideologii do prostego, zrozumiałego skądinąd interesu pracowników radia, którzy chcą chronić się przed konkurencją dziennikarzy z zewnątrz. Od załatwiania takich właśnie interesów są związki zawodowe, i dobrze, cokolwiek o tym myślę, nie odmawiam Sosnowskiemu prawa do istnienia (którego on odmawia mnie). Tylko po co walić w dzwony o niezależności etc. ? zwłaszcza gdy się, nolens wolens, wzięło udział w czymś tak parszywym jak akcja wyrzucania z Trójki pod kłamliwymi zarzutami Jacka Sobali? Nie wiem jak Jerzy, ja na jego miejscu czułbym jednak kaca.
Piszę o państwowym radiu, bo tu sytuacja jest już wyklarowana i jasna ? sztama, czystka i okej (Trójka, uciekając w dużym stopniu na ideologicznie obojętne pole muzyczne, i tak zdołała się fartownie wywinąć). W telewizji zaś jeszcze przez jakiś czas, może i ponad rok, będzie się kisić. Przez ten rok macherów z Czerskiej będzie miotać wściekłość, że gdziekolwiek poza internetem wciąż mogą być dopuszczani są do głosu „tubylczy” Polacy albo mogą być pokazane zdjęcia rosyjskich funkcjonariuszy niszczących wrak tupolewa. Można wierzyć, że przyczyna jest taka, jaką niedawno wyłożył na naszych łamach Włodzimierz Czarzasty – po prostu i on, i inni postkomuniści zmienili się, uwierzyli, że pluralizm i wielogłosowość to w mediach publicznych istotna wartość. Można też dojść do cynicznych wniosków: po prostu polityczny interes rządzącej telewizją lewicy każe na razie pozwalać „tubylcom” istnieć na antenie, bo raz, że ewentualne ścięcie ich głów to argument przetargowy w negocjacjach z PO, którego nie ma co z góry się wyzbywać, a dwa, że siłą rzeczy walą nie w lewicę, tylko w platformerski rząd, co lewicy podwójnie na rękę; z jednej strony wierzy ona, że rozczarowani kłamstwami PO przerzucą głosy na Napieralskiego, nie na Kaczyńskiego, z drugiej, na rękę jej, by te kłamstwa demaskowali prawicowcy, których się potem skiluje, bo to nie psuje im perspektyw przyszłej lewotuskowej koalicji.
Jako ziarenko kręcące się w tych trybach od lat nawet nie muszę czytelnikom tłumaczyć, ku któremu wyjaśnieniu się skłaniam. Gdyby Jerzy Sosnowski swe jeremiady o upartyjnieniu mediów wygłaszał z pozycji hodowcy pietruszki, zgodziłbym się w całej rozciągłości. Tak jak jest – coś mi przeszkadza. Nie mam przecież do niego pretensji, że w takich „dziejowych uwarunkowaniach” musimy docierać do słuchaczy i widzów, wykonywać swój zawód, a nawet służyć czemuś, co, niektórzy przynajmniej, uważamy za swoją misję. Taki parszywy ustrój urządzili nam przy okrągłym stole Wałęsa z Jaruzelskim, innego ustroju i innych mediów nie mamy. Ja w każdym razie zdaję sobie z jego parszywości sprawę, i staram się robić swoje, być, jak to ujmował poeta, tym kamieniem, na którym lawina może choć odrobinę zmieni bieg. A Jerzy… no właśnie, sam wciąż nie wiem, nie rozumie, czy udaje, że nie rozumie?