Z piarowego punktu widzenia rząd ma teoretycznie powód do zadowolenia. Media zamiast wyniszczającym PO konfliktem Donalda Tuska z Grzegorzem Schetyną będą teraz zajmować się opóźnieniem publikacji raportu komisji ministra Jerzego Millera. Wojna w Platformie będzie się toczyć więc w cieniu, do którego zepchnął ją z ekranów wypadek Roberta Kubicy.
Wśród polityków PiS szerzy się też teoria, że teraz ujawnienie efektu prac polskiej komisji wyjaśniającej katastrofę smoleńską zbiegnie się z rocznicowymi obchodami 10 kwietnia. I że to zabieg celowy, bo wtedy rządowy PR wygra gładko z emocjami pisowskiej opozycji.
Ale tak naprawdę opóźnienie prac komisji Millera to dla ekipy Tuska duży kłopot.
Po pierwsze – stawia pod znakiem zapytania wiarygodność rządu, który po raporcie Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) zapowiadał „szybką i zdecydowaną reakcję”. Tymczasem najpierw była polska kontrkonferencja przygotowana w pośpiechu i przykryta przez rosyjską wersję wydarzeń.
Potem premier w Sejmie, zamiast tłumaczyć się z działań swej ekipy, zajmował się łajaniem opozycji. A teraz okazuje się, że z propagandową kontrofensywą będzie trzeba jeszcze długo czekać.