Reklama

Spóźniony raport komisji Millera to tykająca bomba

Im później komisja ministra Millera odpowie na raport MAK, tym większe koszty polityczne może ponieść rząd

Publikacja: 10.02.2011 03:06

Jerzy Miller

Jerzy Miller

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Z piarowego punktu widzenia rząd ma teoretycznie powód do zadowolenia. Media zamiast wyniszczającym PO konfliktem Donalda Tuska z Grzegorzem Schetyną będą teraz zajmować się opóźnieniem publikacji raportu komisji ministra Jerzego Millera. Wojna w Platformie będzie się toczyć więc w cieniu, do którego zepchnął ją z ekranów wypadek Roberta Kubicy.

Wśród polityków PiS szerzy się też teoria, że teraz ujawnienie efektu prac polskiej komisji wyjaśniającej katastrofę smoleńską zbiegnie się z rocznicowymi obchodami 10 kwietnia. I że to zabieg celowy, bo wtedy rządowy PR wygra gładko z emocjami pisowskiej opozycji.

Ale tak naprawdę opóźnienie prac komisji Millera to dla ekipy Tuska duży kłopot.

Po pierwsze – stawia pod znakiem zapytania wiarygodność rządu, który po raporcie Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) zapowiadał „szybką i zdecydowaną reakcję”. Tymczasem najpierw była polska kontrkonferencja przygotowana w pośpiechu i przykryta przez rosyjską wersję wydarzeń.

Potem premier w Sejmie, zamiast tłumaczyć się z działań swej ekipy, zajmował się łajaniem opozycji. A teraz okazuje się, że z propagandową kontrofensywą będzie trzeba jeszcze długo czekać.

Reklama
Reklama

Po drugie – spóźniony raport komisji to też spóźnione odwołanie się Polski do międzynarodowego arbitrażu w sprawie raportu MAK.

Zaraz po upublicznieniu w Moskwie stronniczych tez MAK rzecznik rządu Paweł Graś zapowiadał, że rząd przygotowuje dokument, który ma być wyrazem naszych zastrzeżeń co do procedur stosowanych w śledztwie i co do niewywiązywania się strony rosyjskiej z konwencji chicagowskiej.

25 stycznia premier sprecyzował jednak, że rząd nie podejmie żadnych działań przed zakończeniem pracy zespołu Millera. – Będziemy spokojnie czekali na efekt końcowy pracy naszej komisji – mówił. – Będziemy zwracali się do strony rosyjskiej z pytaniem, czy po tym, jak udokumentujemy te różnice (w raportach – red.), są gotowi do poważnej rozmowy na temat wspólnego stanowiska.

Sześciotygodniowe opóźnienie oznacza, że polska reakcja na raport MAK przyjdzie do Moskwy... po trzech miesiącach. To nie polepszy naszej pozycji negocjacyjnej. Także termin obiecanego przez rząd wniosku do Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego o arbitraż mocno się oddala.

Po trzecie – kolejne półtora miesiąca prac komisji Millera to oddalenie o tyleż dymisji Bogdana Klicha. Szef MON uratował dotąd swoje stanowisko tylko dlatego, że Tusk nie chce zwalniać ministra pod naciskiem mediów i opozycji. Przedstawiciele rządu zapowiadali jednak nieraz, że na wyciągnięcie konsekwencji wobec osób winnych zaniedbań w polskiej armii (a to była jedna z przyczyn katastrofy) przyjdzie czas po publikacji raportu Millera.

Czy opinii publicznej naprawdę da się wmówić, że minister zwany przez podwładnych „master of disaster” musi trwać na stanowisku tylko dlatego, by inny minister mógł skończyć prace komisji? Czy możliwa publikacja raportu w rocznicę tragedii przyczyni się do merytorycznej dyskusji o przyczynach katastrofy? Czy polska walka o odkłamanie tez MAK będzie jeszcze wtedy kogokolwiek na świecie obchodziła? To zagrożenia płynące z pułapki, w którą rząd zapędził się sam.

Publicystyka
Ursula von der Leyen: Nowe otwarcie w handlu z USA
Publicystyka
Estera Flieger: Nie rozumiem przeciwników polityki historycznej
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Polska z bronią u nogi
Publicystyka
Marek Migalski: Wścieklica antyprezydencka
Publicystyka
Antonina Łuszczykiewicz-Mendis: Indie – trzecia droga między USA a Chinami?
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama