Spotkanie Waldemara Pawlaka ze Stowarzyszeniem „Ordynacka", jego wypowiedź – wbrew oficjalnej linii rządu – o konieczności obniżki akcyzy na paliwa, słowa Eugeniusza Kłopotka o koalicji PSL z PiS – po miesiącach letargu ludowcy zaczynają pokazywać zęby.
To coś więcej, niż włączenie się do kampanii wyborczej. To też próba uniknięcia katastrofy w tegorocznych wyborach parlamentarnych.
Katastrofa w wydaniu PSL nie oznacza spadku poniżej progu wyborczego. To nie powinno się zdarzyć. Ludowcom grozi co innego. Muszą zdobyć minimum 8,5 proc. głosów, by utrzymać się w grze. – Stawiamy sprawę jasno, kontynuacja koalicji z mocną pozycją PSL – mówił wczoraj w Radiu Zet Pawlak o celu jego partii.
Politycy PSL oficjalnie deklarują, że ich partia może zdobyć nawet dwucyfrowy wynik, bo świadczy o tym ich sukces w wyborach do sejmików wojewódzkich (16 proc.). Po cichu przyznają, że będzie dużo gorzej – ok. 7 proc. Uwzględniwszy wyniki większych partii i podział miejsc w Sejmie według obowiązującej ordynacji, może to oznaczać, że zamiast obecnych 31 posłów PSL będzie miało mniej niż 20. Czyli za mało do zbudowania koalicji. Platforma ewentualny brak będzie musiała uzupełnić porozumieniem z SLD.
– Waldek jest czołgany w Stronnictwie za dotychczasową bierność – mówi prominentny polityk PSL.