Do Polski, zacisznej i spokojnej, wielka debata o Europie jakoś dotychczas nie docierała. Mamy swoje problemy: rozpad PiS-u, nagłe złagodnienie Kurskiego i Ziobry, potworne zagrożenie "lewactwem", które właśnie odkrywa i opisuje "Rzeczpospolita" (pismo to odkryje zagrożenie nacjonalizmem, faszyzmem i kibolstwem dopiero podczas Euro 2012).

Ale zaczęło się. Minister Sikorski wystąpił w Berlinie z propozycją bliższej współpracy w ramach UE i zwiększenia uprawnień europejskich instytucji. Rozwiązaniem kryzysu unijnego ma być więcej Unii w Unii. Rozwiązaniem kłopotów z integracją - większa integracja. Uważam, że to słuszna linia.

Jestem za ograniczeniem wpływu państw narodowych, za budowaniem nowej tożsamości europejskiej, za pełnym ujednoliceniem ekonomicznym, politycznym, monetarnym, fiskalnym, a przede wszystkim edukacyjnym i kulturowym Europy. Ale nie będzie łatwo.

Na skromne, integracyjne propozycje Sikorskiego od razu zareagował Kaczyński. Po nim Błaszczak. Zaraz zapewne różni inni panowie z prawej strony sceny politycznej będą się prześcigali w protestach i hasłach o konieczności obrony naszej niepodległości, polskości, wiary, naszego zaścianka, naszej krwi przelanej i pól umajonych .

I nie będzie żadnej debaty o tym, jakiej Europy potrzebujemy, kim chcielibyśmy być w tej Europie i czy nie warto dążyć do wzmocnienia integracji? (...) Nie będzie debaty, bo znów odezwą się liczne koguty, które pianiem pragną bronić swojego podwórka. Nie ze względu na jego wartości, lecz by podrażnić inne koguty i zwrócić na siebie uwagę wyborców oraz mediów. Wielka szkoda, że nie rozmawiamy na poważnie o przyszłej Europie. Ale też myślę, że nie mamy do tego żadnego przygotowania, żadnej otwartości, potrzeby debaty czy nawet wyobraźni, jak rozliczne mogą być jej modele.

Polska szkoła przygotowuje kolejne pokolenia głównie do obrony niepodległości, do ciągłego przeżywania narodowych klęsk, do wzruszeń związanych z naszą wiarą, tradycją, obyczajem.

Szkoła produkuje albo przyszłych narodowców, albo ludzi indyferentnych na losy wspólnoty, odwróconych do niej tyłem, zajętych konsumpcjonizmem i własną karierą.