W „Rzeczpospolitej" z 26 września w rubryce „Z listów żołnierzy do redakcji" ukazał się tekst „Jak długo?", podpisany - por. Władysław Kobylański, nawołujący do likwidacji bandytów z AK stawianych na równi z bandytami hitlerowskimi. Późniejsze „zaplute karły reakcji" były w porównaniu z nim łagodną formą komunistycznej propagandy.
Pisał: „Każdy demokrata przeżywa nieopisane oburzenie. Jak długo będą tolerowani nie tylko „Volksdeutsche", ale i bandyci z AK strzelający zza węgłów do naszych żołnierzy i przedstawicieli demokratycznych partii, i ludzie śmierdzący faszyzmem, którzy omyłkowo znaleźli się w tymczasowych władzach odradzającej się ojczyzny? Czas już wziąć za łeb zdrajców ojczyzny, faszystów rodzimych i wszystko to śmiecie, które zostawił na wyzwolonych terenach bandyta hitlerowski. Tolerancja – to słabość.
PKWN jest silny, bo jest stworzony przez wolę większości narodu. Za nasz naród jesteśmy gotowi oddać i oddajemy krew i życie. Czas skończyć z tolerancją!
Przed trybunał zdrajców i rodzimych faszystów! Czem prędzej wymieść śmiecie hitlerowskie, które się wdarły w aparat państwowy! Tego żąda naród i my, zbrojne ramię narodu, Wojsko."
Ten tekst mógł ukazać się wyłącznie za wiedzą i aprobatą Jerzego Borejszy. Według ustaleń historyka Krystyny Kersten „zezwolenia na wydawanie pism udzielały rady narodowe, ale rezerwami papieru i podstawową bazą drukarską dysponował centralnie nie tyle urząd, co człowiek – mjr Jerzy Borejsza. Najpierw robił to w imieniu resortu Informacji i Propagandy, potem w ramach Czytelnika, którego był organizatorem. On też do czasu powołania cenzury wydawnictw (nominalnie w grudniu, w rzeczywistości zapewne w październiku) pełnił tę rolę".