Wybuchy nad Smoleńskiem

Wszyscy nasi eksperci są zgodni, że przyczyną katastrofy Tu-154 była seria eksplozji – twierdzi poseł PiS Antoni Macierewicz w rozmowie z Elizą Olczyk.

Publikacja: 22.04.2013 21:26

Wybuchy nad Smoleńskiem

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Jak to jest mieć wszystkich przeciwko sobie?

Antoni Macierewicz:

Nie wszystkich, tylko niektóre środowiska, część mediów i ich właścicieli. Dochodzi do zastraszania i presji na dziennikarzy, którzy piszą prawdę. Pana Cezarego Gmyza i innych zwolniono dyscyplinarnie z pracy po publikacji artykułu „Trotyl na wraku tupolewa” o wykryciu śladów materiału wybuchowego na wraku Tu-154M. Nawet wtedy, gdy prokurator wojskowy po miesiącu potwierdził tę informację, ani redaktor Gmyz, ani pozostali zwolnieni w ramach represji dziennikarze nie zostali przeproszeni i przywróceni do pracy. Tak brutalnych działań wymierzonych w wolność słowa nie było od czasów komunistycznych. Ale jest cała grupa uczciwych dziennikarzy i mediów tworzących strefę wolnego słowa i oni stoją po stronie prawdy. Żal mi ludzi, którzy brną w kłamstwo smoleńskie – spotka ich taki sam los jak tych, którzy kiedyś zabrnęli w kłamstwo katyńskie.



Kłamstwo smoleńskie zarzucił ekspertom pracującym z zespołem parlamentarnym wicenaczelny „Przeglądu Lotniczego”. Podważył ich argumenty dotyczące katastrofy, a także hipotezę o wybuchach w samolocie.



Niczego nie podważył i niczego nie udowodnił. Nawet nie potrafił podać wysokości brzozy. Nazywanie prawdy kłamstwem to znana metoda zwalczania przeciwników. Robiła to komisja Nikołaja Burdenki powołana po to, by wmówić ludziom, iż zbrodnię katyńską popełnili Niemcy w 1941 roku. Były już czasy, kiedy książki opisujące, jak strzałem w tył głowy mordowano polskich oficerów, nazywano propagandą kapitalistyczną, gen. Władysława Andersa oskarżano o to, iż był sojusznikiem gestapo, a za głoszenie prawdziwej historii wsadzano ludzi do więzienia. Obawiam się, że zmierzamy w tym samym kierunku, skoro ostatnio jedna z „prominentnych” dziennikarek zaapelowała o skuteczne wyeliminowanie mnie z polityki. Ale najbardziej istotne jest to, że propaganda kłamstwa ma zastąpić badanie faktów i rzetelną informację na temat przyczyn i przebiegu katastrofy smoleńskiej. A w tej sprawie fakty są najważniejsze...


To prokuratura nie dopełniła obowiązków, nie sprawdzając relacji mówiących o osobach, które przeżyły katastrofę


Dziennikarka ta krytykowała pana za ogłoszenie, że trzy osoby przeżyły katastrofę. I nie ona jedna. Wiele osób uznało, że przysparza pan cierpień rodzinom ofiar, opowiadając o historiach, które nie miały miejsca. Prokurator Andrzej Seremet powiedział, że przesłuchano 120 osób i nikt tego nie potwierdził.



Rodzinom ofiar najwięcej traumatycznych przeżyć dostarczają ci, którzy wciąż fałszują przebieg wydarzeń, kłamliwie oskarżając pilotów, gen. Andrzeja Błasika, prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Prokuratura, której przedstawiciele nie uczestniczyli w sekcjach zwłok, nie dokonali oględzin miejsca zdarzenia, nie zbadali wraku, nie zanalizowali toru podejścia samolotu, nie zbadali zniszczenia drzew. Prokuratura, która fałszywie oskarżyła rodzinę o błędne rozpoznanie w Moskwie ciała Anny Walentynowicz (dzisiaj, osiem miesięcy po ekshumacji, pojawiły się kolejne wątpliwości co do tożsamości pochowanej osoby). To prokuratura nie dopełniła swoich obowiązków. Tak jak nie sprawdziła wiarygodnych relacji mówiących o osobach, które przeżyły katastrofę samolotu. Konsul w Petersburgu, Jarosław Drozd na wrakowisku kilkanaście minut po tragedii rozmawiał z sanitariuszami, którzy mu to opowiedzieli. On nigdy się nie wycofał ze swoich zeznań. Nie wiem, czy rzeczywiście ktoś przeżył, ale wiem, że relacje pana Drozda czy funkcjonariuszy BOR są na tyle wiarygodne, że był obowiązek ich weryfikacji. A prokuratura nie przesłuchała żadnego z lekarzy czy sanitariuszy. Epatuje zaś informacją o przesłuchaniach, w których w ogóle nie pytano o tę sprawę. Tak jak nie przesłuchano funkcjonariuszy straży pożarnej, OMON, MCZS i Specnaz, którzy pierwsi byli na miejscu. To był obowiązek prokuratury, która nie wykonała podstawowych czynności wskazanych przez kodeks postępowania karnego.



Były ambasador polski w Moskwie Tomasz Turowski, który był na miejscu, zeznał, że dowiedział się od funkcjonariuszy Służb Bezpieczeństwa, iż u trzech osób stwierdzono odruchy bezwarunkowe, które mogą wystąpić po śmierci.

Co innego powiedział na miejscu tragedii radcy Górczyńskiemu. Oświadczył mu, że trzy osoby zostały odwiezione karetkami. Zresztą każdy lekarz pani powie, że odruchy bezwarunkowe mogą występować najwyżej przez kilka-kilkanaście sekund po śmierci. Wskazywałem na wiarygodne relacje. Być może teraz pod presją polityczną ich autorzy się wycofają. Można doprowadzić do zmiany zeznań, zniszczyć lub sfałszować dokumenty, tylko co to ma wspólnego z prawdą? Powtarzam – zamiast reakcji na skandaliczny fakt niedopełnienia przez prokuraturę obowiązków jesteśmy świadkami próby ratowania zakłamanego obrazu przyczyn i przebiegu katastrofy przez organizowanie medialnego ataku na tych, którzy ośmielają się nie akceptować rządowej wersji wydarzeń i podejmują niezależne badania.

Skrytykował też pana mecenas Rafał Rogalski, który współpracował z wami przez trzy lata.

Mecenas Rogalski był autorem kilku hipotez w związku z katastrofą, m.in. tej tak często przez media wyśmiewanej o helu i o sztucznej mgle. Chociaż nigdy takich hipotez – podkreślam – nie formułowałem i nie powtarzałem, wielokrotnie mi to przypisywano. Aktywność pana mec. Rogalskiego służyła systematycznie do kompromitowania zespołu parlamentarnego i dyskredytowania wyników jego prac. Być może robił to nieświadomie. Nie przypisuję mu złych intencji. Wiem natomiast, że rodziny odwołały udzielone mu wcześniej pełnomocnictwa.

Wróćmy do przyczyn katastrofy i hipotezy wybuchów. Może eksperci zespołu powinni zacząć rozmawiać z ekspertami rządowymi?

Proponowaliśmy to od momentu powstania zespołu parlamentarnego. Szkoda, że „Rzeczpospolita” nigdy nie zamieściła informacji o naszych propozycjach. W połowie grudnia ubiegłego roku zaapelowaliśmy o zorganizowanie na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego konferencji i dyskusji naukowców na temat przyczyn i przebiegu katastrofy smoleńskiej. I ta konferencja odbyła się, tylko druga strona nie zdecydowała się w niej uczestniczyć. Eksperci rządowi boją się faktów, boją się dyskusji i konfrontacji z kompetentnymi naukowcami współpracującymi z zespołem.

Była jednak propozycja spotkania się w małym gronie, bez udziału mediów. Może to dobry początek?

W małym, wybranym gronie i najlepiej w zaciemnionym gabinecie. Tak właśnie powstawał raport Jerzego Millera. Nie. Jesteśmy gotowi dyskutować z ekspertami premiera Donalda Tuska, ale wszystko musi się dziać na oczach opinii publicznej. Warunkiem uczciwego badania jest jawność.

Co jest złego w spotkaniu w cztery oczy bez udziału mediów?

Doświadczenie uczy, że to jest sposób na manipulację i oszustwo. Od początku dramatu smoleńskiego nie chciano rozmawiać o faktach. Podstawowe informacje były ukrywane albo przekręcane. A sprzyjała temu okoliczność, iż komisja Jerzego Millera pracowała za zamkniętymi drzwiami. Kiedy zaczęliśmy stawiać pytania i domagać się odpowiedzi, zawsze słyszeliśmy: dajcie tej komisji popracować. A po trzech latach okazało się, że brzoza, o którą rzekomo rozbił się samolot prezydencki, nie została ścięta na wysokości 5 metrów – jak ogłosiła komisja Millera – tylko w zależności od źródła metr od wierzchołka lub 9 m od ziemi. Tak czy inaczej, na wysokości, która wyklucza brzozę jako przyczynę katastrofy. To dzięki pracy zespołu i jego współpracowników oraz wsparciu niezależnych mediów ta najważniejsza dla opisu mechanizmu katastrofy informacja miała szansę dotrzeć do opinii publicznej.

A elementy samolotu, które były wbite w drzewo?

Samolot rozpadał się w powietrzu, jego części, spadając, ścinały krzewy, wbijały się w drzewa, niszczyły płoty, spadały na dachy domów. Prześledziliśmy ten proces, wykorzystując do analizy zdjęcia, materiał dowodowy, opisy odnalezionych części wraku i miejsc ich zlokalizowania. Druga strona nie ma żadnych wiarygodnych argumentów na poparcie swoich opowieści. W raporcie Millera jako materiał dowodowy wykorzystano amatorskie fotografie wykonane trzy dni po katastrofie Tu-154M. Zdjęcia te nie mają dokumentacji procesowej, nie wiadomo, gdzie i jak zostały wykonane. Żaden sąd nie uzna takiego materiału dowodowego za wiarygodny.

Są jeszcze nagrania z czarnych skrzynek, które zespół Jerzego Millera analizował. Eksperci twierdzą, że gdyby doszło do wybuchów, powinno je być słychać na nagraniach.

Ekspertyza czarnych skrzynek wykonana przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. Jana Sehna potwierdza, że uderzenia w brzozę nie było! W tym miejscu eksperci wychwycili dźwięki z ostatnich sekund lotu zidentyfikowane jako „dźwięki przesuwających się przedmiotów” trwające do końca nagrania. Te dźwięki pojawiły się wcześniej, zanim samolot doleciał do miejsca, w którym rosła brzoza. A więc to nie brzoza była powodem tego, co się stało później. Cały czas mamy do czynienia z arogancją i pogardą dla faktów oraz ich ideologizowaniem zarówno przez Rosjan, jak i przez stronę rządową. I to był główny powód, dla którego powołaliśmy zespół parlamentarny ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M, powód zaangażowania się w jego działalność naukowców z całego świata.

A co z wybuchami?

Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na kolejne, nieprawdziwe ustalenie, iż samolot na wysokości 5 m nad ziemią przewrócił się na plecy. Rozpiętość skrzydeł tupolewa wynosi blisko 40 m, długość jednego skrzydła to 19 m, więc taka przewrotka w powietrzu na tej wysokości była – po prostu – niemożliwa. Dlatego też sfałszowano trajektorię poziomą poprzez wyeliminowanie punktu TAWS 38 wskazującego, iż samolot przez blisko 200 m za brzozą leciał prosto, a więc obrót na skutek utraty skrzydła nie miał miejsca. Te zaniedbania, a nawet fałszerstwa sprawiły, iż eksperci zespołu parlamentarnego postanowili prześledzić wszystkie okoliczności katastrofy, wszystkie dostępne dowody, krok po kroku. I wie pani, co było dla mnie najbardziej szokujące? Gdy zapytaliśmy Edmunda Klicha, czy zostało zbadane skrzydło tupolewa, on odparł: A po co? A brzoza? A po co? No to jak to się stało? – pytaliśmy. Odpowiedź brzmiała: „No, jak walnęło, to się urwało”. I to była metodologia, wedle której rząd Donalda Tuska badał tę tragedię.

A na czym oparliście hipotezę o wybuchach, skoro nie słychać ich na nagraniach z czarnych skrzynek?

W skrzynce parametrów lotów są odzwierciedlone dwa silne wstrząsy. Rozrzut szczątków samolotu zaczyna się około kilometra od pasa. Poza kilkunastoma wielkimi fragmentami odnaleziono tysiące odłamków, czasem wielkości kilkudziesięciu centymetrów kwadratowych. Analiza dr. inż. Grzegorza Szuladzińskiego z Australii, specjalisty w dziedzinie wybuchów i działania materiałów wybuchowych, wskazuje, że kształt wraku z wywiniętymi na zewnątrz burtami ma cechy typowe dla eksplozji wewnętrznej. Zresztą na fragmentach podkokpitowych widoczne są przebarwienia będące skutkiem oddziaływania fali wysokiej temperatury. Dysponujemy ekspertyzą firmy Small Gis zrobioną na zlecenie prokuratury, gdzie pokazano ślady dwóch eksplozji. Prokuratura ma tę ekspertyzę od sierpnia 2010 roku. Zespół także dysponuje tymi zdjęciami i wynik naszej analizy jest identyczny. No i wreszcie trzeba pamiętać o setkach śladów materiałów wybuchowych wykazanych przez detektory podczas badania wraku przez prokuraturę jesienią 2012 roku.

Wstrząsy mogły być związane z uderzeniem w brzozę.

Gdyby samolot uderzył w brzozę, ale po pierwsze, nie uderzył, a po drugie, jak pokazują badania prof. Wiesława Biniendy, przy takim zderzeniu brzoza zostałaby przecięta przez skrzydło bez specjalnej szkody dla niego. Po trzecie – inny byłby ich charakter: byłyby to wstrząsy poziome, a odnotowano wstrząsy pionowe. Wszyscy nasi eksperci są zgodni, że przyczyną katastrofy była seria eksplozji.

Pan jest przekonany, że to był zamach?

Formułujemy hipotezę o eksplozji jako przyczynie tragedii. Zespół nie analizował jeszcze kwestii związanych z ewentualnym zamachem. Gdyby eksperci rządowi mieli odwagę usiąść naprzeciwko prof. Wiesława Biniendy, dr. inż. Grzegorza Szuladzińskiego, prof. Kazimierza Nowaczyka, prof. inż. Jacka Rońdy i innych naszych ekspertów, toby się okazało, kto ma rację. Bo nasi adwersarze zakłamują rzeczywistość, mataczą, chcą, by ich tezy przyjmowane były na wiarę, bez dowodów. A my prowadzimy badania krok po kroku, stawiamy hipotezy naukowe i możemy zaprezentować metodologię i wyniki badań.

Większość Polaków nie wierzy w nie. Na dodatek, gdy w PiS na plan pierwszy wysuwa się katastrofa smoleńska, to poparcie dla partii spada.

Poparcie dla PiS wzrasta, spada za to zaufanie do premiera Donalda Tuska i PO. Ale przede wszystkim większość Polaków nie wierzy w raport MAK i ustalenia komisji Jerzego Millera. Najwyższy czas, aby podjąć uczciwe badania tej najstraszliwszej tragedii niepodległej Polski. Bo inaczej staniemy wobec faktu, iż to Rosjanie oskarżą w Moskwie polskich pilotów i i obarczą ich pełną odpowiedzialnością za katastrofę Tu-154M. A wraz z nimi – tak to zostanie przyjęte przez opinię międzynarodową – zostanie oskarżone i obarczone winą państwo polskie. Dzisiaj zespół parlamentarny jest jedyną instytucją badającą w sposób uczciwy fakty i formułującą wiarygodne hipotezy na temat przebiegu wydarzeń.

Antoni Macierewicz jest posłem PiS, szefem zespołu parlamentarnego do badania przyczyn katastrofy smoleńskiej

Od Redakcji

Debatę o katastrofie traktujemy poważnie

Powyższy wywiad publikujemy w formie, jaką zatwierdził osobiście poseł Antoni Macierewicz. Debatę na temat okoliczności katastrofy smoleńskiej „Rzeczpospolita” traktuje bowiem bardzo poważnie i nie obawia się nawet najbardziej kontrowersyjnych opinii. Rozmowa z posłem Macierewiczem nie jest zresztą ani pierwszą, ani ostatnią dotyczącą tej kwestii. Wyrażamy jednak ubolewanie, że polityk PiS wykorzystał naszą otwartość na prezentowanie wszystkich poglądów, by nas zaatakować. Zarzucanie gazecie, której udziela się skrupulatnie autoryzowanego przez siebie wywiadu, że zwalcza wolność słowa to absurd.
—Redakcja „Rzeczpospolitej”

Jak to jest mieć wszystkich przeciwko sobie?

Antoni Macierewicz:

Pozostało 100% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości