Doświadczenie uczy, że to jest sposób na manipulację i oszustwo. Od początku dramatu smoleńskiego nie chciano rozmawiać o faktach. Podstawowe informacje były ukrywane albo przekręcane. A sprzyjała temu okoliczność, iż komisja Jerzego Millera pracowała za zamkniętymi drzwiami. Kiedy zaczęliśmy stawiać pytania i domagać się odpowiedzi, zawsze słyszeliśmy: dajcie tej komisji popracować. A po trzech latach okazało się, że brzoza, o którą rzekomo rozbił się samolot prezydencki, nie została ścięta na wysokości 5 metrów – jak ogłosiła komisja Millera – tylko w zależności od źródła metr od wierzchołka lub 9 m od ziemi. Tak czy inaczej, na wysokości, która wyklucza brzozę jako przyczynę katastrofy. To dzięki pracy zespołu i jego współpracowników oraz wsparciu niezależnych mediów ta najważniejsza dla opisu mechanizmu katastrofy informacja miała szansę dotrzeć do opinii publicznej.
A elementy samolotu, które były wbite w drzewo?
Samolot rozpadał się w powietrzu, jego części, spadając, ścinały krzewy, wbijały się w drzewa, niszczyły płoty, spadały na dachy domów. Prześledziliśmy ten proces, wykorzystując do analizy zdjęcia, materiał dowodowy, opisy odnalezionych części wraku i miejsc ich zlokalizowania. Druga strona nie ma żadnych wiarygodnych argumentów na poparcie swoich opowieści. W raporcie Millera jako materiał dowodowy wykorzystano amatorskie fotografie wykonane trzy dni po katastrofie Tu-154M. Zdjęcia te nie mają dokumentacji procesowej, nie wiadomo, gdzie i jak zostały wykonane. Żaden sąd nie uzna takiego materiału dowodowego za wiarygodny.
Są jeszcze nagrania z czarnych skrzynek, które zespół Jerzego Millera analizował. Eksperci twierdzą, że gdyby doszło do wybuchów, powinno je być słychać na nagraniach.
Ekspertyza czarnych skrzynek wykonana przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. Jana Sehna potwierdza, że uderzenia w brzozę nie było! W tym miejscu eksperci wychwycili dźwięki z ostatnich sekund lotu zidentyfikowane jako „dźwięki przesuwających się przedmiotów” trwające do końca nagrania. Te dźwięki pojawiły się wcześniej, zanim samolot doleciał do miejsca, w którym rosła brzoza. A więc to nie brzoza była powodem tego, co się stało później. Cały czas mamy do czynienia z arogancją i pogardą dla faktów oraz ich ideologizowaniem zarówno przez Rosjan, jak i przez stronę rządową. I to był główny powód, dla którego powołaliśmy zespół parlamentarny ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M, powód zaangażowania się w jego działalność naukowców z całego świata.
A co z wybuchami?
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na kolejne, nieprawdziwe ustalenie, iż samolot na wysokości 5 m nad ziemią przewrócił się na plecy. Rozpiętość skrzydeł tupolewa wynosi blisko 40 m, długość jednego skrzydła to 19 m, więc taka przewrotka w powietrzu na tej wysokości była – po prostu – niemożliwa. Dlatego też sfałszowano trajektorię poziomą poprzez wyeliminowanie punktu TAWS 38 wskazującego, iż samolot przez blisko 200 m za brzozą leciał prosto, a więc obrót na skutek utraty skrzydła nie miał miejsca. Te zaniedbania, a nawet fałszerstwa sprawiły, iż eksperci zespołu parlamentarnego postanowili prześledzić wszystkie okoliczności katastrofy, wszystkie dostępne dowody, krok po kroku. I wie pani, co było dla mnie najbardziej szokujące? Gdy zapytaliśmy Edmunda Klicha, czy zostało zbadane skrzydło tupolewa, on odparł: A po co? A brzoza? A po co? No to jak to się stało? – pytaliśmy. Odpowiedź brzmiała: „No, jak walnęło, to się urwało”. I to była metodologia, wedle której rząd Donalda Tuska badał tę tragedię.
A na czym oparliście hipotezę o wybuchach, skoro nie słychać ich na nagraniach z czarnych skrzynek?
W skrzynce parametrów lotów są odzwierciedlone dwa silne wstrząsy. Rozrzut szczątków samolotu zaczyna się około kilometra od pasa. Poza kilkunastoma wielkimi fragmentami odnaleziono tysiące odłamków, czasem wielkości kilkudziesięciu centymetrów kwadratowych. Analiza dr. inż. Grzegorza Szuladzińskiego z Australii, specjalisty w dziedzinie wybuchów i działania materiałów wybuchowych, wskazuje, że kształt wraku z wywiniętymi na zewnątrz burtami ma cechy typowe dla eksplozji wewnętrznej. Zresztą na fragmentach podkokpitowych widoczne są przebarwienia będące skutkiem oddziaływania fali wysokiej temperatury. Dysponujemy ekspertyzą firmy Small Gis zrobioną na zlecenie prokuratury, gdzie pokazano ślady dwóch eksplozji. Prokuratura ma tę ekspertyzę od sierpnia 2010 roku. Zespół także dysponuje tymi zdjęciami i wynik naszej analizy jest identyczny. No i wreszcie trzeba pamiętać o setkach śladów materiałów wybuchowych wykazanych przez detektory podczas badania wraku przez prokuraturę jesienią 2012 roku.
Wstrząsy mogły być związane z uderzeniem w brzozę.