W niespełna dwa miesiące po zakończeniu drugiej kadencji przez Andrzeja Dudę, okazało się, że zdaniem Jarosława Kaczyńskiego to właśnie on odpowiada za klęskę reform PiS. Ale były prezydent może spać spokojnie. Prezes nie przewiduje użycia gilotyn.
Mateusz Morawiecki i Zbigniew Ziobro nie muszą się pojedynkować. Jarosław Kaczyński sam znalazł winnego
– Trzeba jasno powiedzieć: nie udało się, dlatego że prezydent Duda podstawową ustawę prowadzącą do tej zmiany, ku naszemu zaskoczeniu, bez żadnych konsultacji z nami, zawetował. To był potężny cios – stwierdził Kaczyński podczas poniedziałkowego spotkania z wyborcami w Łodzi. Chodzi o zawetowanie w 2017 roku ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Bez tych ustaw „polityka przebudowy państwa się załamała” – skarżył się Kaczyński.
W ten sposób rozstrzygnął się przy okazji spór między byłym premierem Mateuszem Morawieckim i byłym ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobro, o to, kto bardziej zaszkodził PiS-owi. Panowie już mieli wychodzić na ubitą ziemię, ale prezes uznał to za „bardzo zły pomysł” i pierwsze miejsce na liście szkodników przyznał właśnie Andrzejowi Dudzie. – Takie debaty w ramach jednego obozu nie mają żadnego sensu – dodał. PiS ma szczęście, że jest ktoś, kto umie potrząsnąć swoimi ludźmi, kiedy usiłują się pozagryzać.
Rafał Trzaskowski i Marcin Kierwiński pogrążeni w konflikcie. Prezes PiS ma szczęście
Platforma Obywatelska takiego szczęścia nie ma i dlatego możemy teraz obserwować pojedynek między Rafałem Trzaskowskim i Marcinem Kierwińskim w sprawie alkoholu w stolicy. A Jarosław Kaczyński powinien dać na mszę albo chociaż wziąć udział w grach losowych, by swój fart wykorzystać w pełni.