Sławomir Sowiński: Kamienie milowe kampanii

W tegorocznym wyścigu do Sejmu liczył się będzie polityczny refleks.

Publikacja: 15.02.2023 03:00

Sławomir Sowiński: Kamienie milowe kampanii

Foto: Fotorzepa / Jerzy Dudek

Parlamentarna kampania, nabierając tempa, wchodzi w etap szycia wyborczych sztandarów i związanych z tym przymiarek i docinków. Partiom opozycji w formułowaniu wyborczego szyku zadania nie ułatwia zapewne ich pluralizm, a przede wszystkim zróżnicowanie elektoratu, o który muszą powalczyć. Z kolei odzyskujący wiatr w żaglach obóz władzy ma poważny ambaras po odesłaniu przez prezydenta do TK flagowego wehikułu wyborczego, jakim dla PiS mogło stać się odblokowanie pieniędzy z KPO.

Tak czy inaczej, wszystko w tym wyborczym zmaganiu ciągle jest otwarte i niepodobna dziś przesądzać o jego rezultatach. To, co jednak w miarę odpowiedzialnie wskazać można już teraz, to – by użyć modnego dziś języka – kamienie milowe owego wyścigu. Jego kluczowe etapy, wyzwania i sekwencje, których pokonywanie, z miesiąca na miesiąc, odsłaniać będzie zarówno prawdę o kondycji poszczególnych zawodników, jak i o rezultacie, jakiego można spodziewać się na mecie. Wskażmy trzy z nich.

Własne tempo i refleks

Sprawa najbardziej bodaj aktualna to znalezienie optymalnego tempa i rytmu kampanii. Nie jest to proste. Z jednej strony jest bowiem naturalne ciśnienie mediów, które chcą w tym wyborczym teatrum wszystkiego i już teraz. A przecież w dobrej kampanii potrzeba raczej stopniującego napięcie politycznego serialu, a nie jednorazowego eventu, którego afisze bledną po kilku dniach. Z drugiej strony w tym wyborczym wyścigu premię daje zarówno narzucanie rywalom tempa i kierunku biegu, jak i celna riposta oraz ostatnie słowo.

Czytaj więcej

Sławomir Sowiński: Wybory bez debiutantów?

Dlatego warunkiem sukcesu w tym zakresie jest własne tempo kampanii dostosowane do własnego politycznego pomysłu, możliwości, wyborczego kalendarza i dynamiki rywalizacji, która apogeum sięgnie dopiero we wrześniu. Bez ulegania presji konkurentów, mediów lub sojuszników. Równie istotny jest jednak także polityczny refleks. Umiejętność rozpoznania tej jednej decydującej chwili, sprawy, błędu rywala czy własnej możliwości, której nie da się później odrobić i na którą warto postawić prawie wszystko.

Takim momentem rozstrzygającym o sukcesie PO w roku 2007 była na przykład świetna dyspozycja Donalda Tuska w jego pamiętnej debacie z Jarosławem Kaczyński, a w roku 2015 dobre wystąpienie Adriana Zandberga na debacie liderów w przedwyborczy wtorek. W ostatniej kampanii prezydenckiej takim momentem była, jak się zdaje, decyzja sztabu Rafała Trzaskowskiego, by nie brać udziału w debacie w – symbolicznych już dla polskiej polityki – Końskich.

Korzystne pole gry

Sprawa jeszcze ważniejsza to narzucenie pola gry. Wypromowanie w kampanii – jako kluczowych dla państwa – wygodnych dwóch, trzech tematów, w których łatwo atakować rywala, odwracając jednocześnie uwagę od problemów własnych, to z pozoru prosta recepta na sukces.

Rzecz nie jest jednak tak banalna. O ile bowiem własną agendę tematyczną dość łatwo suflować wyborcom już zmobilizowanym, o tyle znacznie trudniej wyperswadować ją wyborcom niezdecydowanym, o których – w rzeczywistości głębokiego podziału politycznego – przede wszystkim toczy się wyborcza gra. Stąd bardziej niż gotowej listy tematów do wyborczego sukcesu potrzeba korzystnego pola wyborczej rywalizacji, której echa i odgłosy, docierając dzień po dniu do wyborców zdecydowanych i niezdecydowanych, przekonają ich, że ta gra toczy się o ich codzienny los. I jedna tylko strona posiada w niej właściwe kompetencje i dlatego warta jest ona wyborczego głosu.

Polem wyborczej rywalizacji, na którym uwagę koncentruje PiS, jest oczywiście bezpieczeństwo. Akcentując zagrożenia współczesnego świata, obóz władzy – nie od dziś – dość skutecznie w wciela się w rolę opiekuna, strażnika, który – przy wszystkich swych mankamentach – jako jedyny zapewnić potrafi Polakom bezpieczeństwo militarne, kulturowe i socjalne.

Ale w tym zmaganiu o dogodną przestrzeń kampanii nie bez szans jest dziś również opozycja. Po ośmiu latach, osobliwych, momentami dość chaotycznych i niespokojnych rządów PiS odnowienia wymaga ład instytucjonalny państwa. A wielu wyborców – także tych liberalnych czy lewicowych – wygląda w życiu publicznym, nie tyle politycznych czy obyczajowych rewolucji, co przywrócenia – konserwatywnej w swej istocie – powagi, racjonalności i przewidywalności. Zmaganie o nowoczesność państwa, o szkołę, służbę zdrowia, media publiczne, rolę samorządów czy zaufanie do służb – to jest wymarzone pole gry opozycji.

Na którym z tych boisk częściej gościć będzie wyborcza piłka i uwaga wyborców niezdecydowanych? Na razie nie wiemy. Ale od tego zależeć będzie bardzo wiele.

Kluczowy atrybut

Związanym z tym trzecim kamieniem milowym do wyborczego sukcesu wydaje się atrybut politycznej skuteczności. Niezależnie od głębokich podziałów politycznych jako wyborcy coraz lepiej chyba rozumiemy, jak ciężkie jest brzemię władzy. I jak wiele wysiłku, kompetencji, determinacji, a czasem zwykłego szczęścia wymaga skuteczne zarządzanie nowoczesnym państwem. Dlatego coraz częściej zadajemy sobie pytanie nie tyle o to, czego politycy chcą, ale co potrafią?

W tym sensie obóz władzy, aby móc liczyć na odbudowanie swych notowań z roku 2019, musiałby przekonać niezdecydowanych bądź rozczarowanych nim wyborców, że potrafi wyciągać wnioski z porażki Polskiego Ładu, klinczu ws. KPO czy tzw. reformy sądownictwa. A obok skuteczności w transferach socjalnych czy atakach na Donalda Tuska, przygotowuje się do skuteczniejszego i bardziej profesjonalnego niż dotąd zarządzania instytucjami państwa.

Dla opozycji zaś kamień milowy, na jaki tu wskazujemy, to przede wszystkim wypłynięcie ze sfery publicystycznego komfortu, jaki daje krytykowanie absurdalnych niekiedy błędów rządzących na głębsze wody politycznej gotowości do władzy. Gotowości rozumianej nie tylko jako determinacja, ale też jako polityczna sprawność i skuteczność. Gotowości, której znakiem rozpoznawczym jest obraz przygotowującej się do władzy, zgranej, rozumiejącej mechanizmy nowoczesnego państwa, politycznej drużyny.

W obu przypadkach to zadanie trudne. Ale sposób, w jaki radzić z nim będą sobie obie strony, krok po kroku odsłaniał będzie to, czego możemy spodziewać się jesienią.

Autor jest politologiem, profesorem UKSW

Parlamentarna kampania, nabierając tempa, wchodzi w etap szycia wyborczych sztandarów i związanych z tym przymiarek i docinków. Partiom opozycji w formułowaniu wyborczego szyku zadania nie ułatwia zapewne ich pluralizm, a przede wszystkim zróżnicowanie elektoratu, o który muszą powalczyć. Z kolei odzyskujący wiatr w żaglach obóz władzy ma poważny ambaras po odesłaniu przez prezydenta do TK flagowego wehikułu wyborczego, jakim dla PiS mogło stać się odblokowanie pieniędzy z KPO.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł