Tomasz P. Terlikowski: Benedykt XVI, czyli papież urzędu

Pontyfikat Benedykta XVI przypadł na niezwykle trudny czas. Masowe spotkania, wielkie imprezy nie były w jego stylu. Nie oznacza to, że nie naznaczył Kościoła swoją osobowością – pisze publicysta.

Publikacja: 31.12.2022 10:46

Papież Franciszek i papież emeryt Benedykt XVI

Papież Franciszek i papież emeryt Benedykt XVI

Foto: AFP

Tsunami skandali seksualnych, finansowej nieprzejrzystości, niezałatwionych w ostatnich latach życia Jana Pawła II spraw uderzyło w Kościół z ogromną siłą. Joseph Ratzinger, jeszcze jako kardynał, pisał: „Kościół przypomina tonącą łódź, łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron”. „Ile brudu jest w Kościele, i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia!”. A w homilii podczas mszy św. inaugurującej jego własny pontyfikat, prosił, by modlić się za niego, aby „nie uciekał z obawy przed wilkami”. Trudno o mocniejsze ukazanie, jak postrzegał wyzwania stojące przed sobą Benedykt XVI.

Dla wielu kardynałów – szczególnie z krajów, gdzie skandale seksualne zaczęły już pustoszyć Kościół – nie było tajemnicą, że to właśnie Ratzinger przygotował dokument zatwierdzony w 2001 r. przez Jana Pawła II, który nakazywał przekazywanie wszystkich przypadków wykorzystywania seksualnego osób poniżej 18 r. życia przez księży katolickich do Kongregacji Nauki Wiary, której był prefektem. To oznaczało ograniczenie możliwości tuszowania pewnych spraw. Oni oczekiwali zmiany.

I akurat te oczekiwania Benedykt XVI zaczął spełniać. Załatwił ciągnącą się od lat sprawę założyciela Legionistów Chrystusa, zaczął odwoływać biskupów, którzy zaniedbali w tych sprawach swoje obowiązki. Choć jeszcze zgodnie z obowiązującą wówczas w Kościele „kulturą sekretu” – bez informowania o powodach. Idąc za rozeznaniem (dziś już wiemy, że niewyczerpującym i nieadekwatnym), że główną przyczyną skandali seksualnych jest tolerowanie homoseksualnego układu w Kościele, zakazał udzielania święceń kapłańskich osobom o „trwale zakorzenionej skłonności homoseksualnej”.

Czytaj więcej

Nie żyje emerytowany papież Benedykt XVI

Działania te nie spotykały się ze szczególnym entuzjazmem hierarchii, a Kuria Rzymska nigdy nie traktowała Benedykta XVI jako swojego. Osamotniony, pozbawiony wsparcia papież nie był w stanie realizować swojego projektu reformy Kościoła. A afera Vatileaks, wynoszenie dokumentów przez papieskiego kamerdynera Paolo Gabriele (to on został skazany, ale trudno uwierzyć, by był jedynym odpowiedzialnym) podważyły zaufanie do papieża wśród części katolików. Nie jest także wykluczone, że ostateczna rezygnacja z urzędu związana była także z faktem, że miał świadomość, że nie jest w stanie skutecznie zarządzać Kościołem, którego problemy wymagały kogoś, kto zostałby choćby częściowo zaakceptowany przez rzymski kurialny system. Choć ostatecznie reforma systemu kościelnego nie udała się papieżowi, to należy mu się wdzięczność za to, że próbował.

Skromny i wycofany

Odmienny od stylu Jana Pawła II i Franciszka był także model sprawowania posługi papieskiej przez Benedykta XVI. Masowe spotkania, wielkie imprezy nie były w jego stylu. Ale, jak sądzę, przyczyna odmiennego traktowania posługi Piotrowej leżała głębiej. Papież postrzegał swoją posługę bardziej jako urząd, w którym on sam miał znikać, przestawać być istotnym, a mniej jako coś, co wypełnić trzeba było osobistą charyzmą czy inteligencją. Zresztą najlepszym na to dowodem była decyzja o abdykacji. „Moim prawdziwym programem jest to, by nie realizować swojej własnej woli, nie kierować się swoimi ideami, ale wsłuchiwać się z całym Kościołem w słowo i w wolę Pana oraz pozwolić się Jemu kierować, aby On sam prowadził Kościół w tej godzinie naszej historii” – mówił w homilii na inauguracji pontyfikatu.

Czytaj więcej

Arkadiusz Stempin: Niedokończony i niedoceniony pontyfikat Benedykta XVI

I choć z jego decyzji, znaków, jakie dawał, można wyczytać jego osobisty program, to wbrew pozorom niechętnie go on narzucał, niechętnie przedstawiał go jako jedynie słuszny. W tym był radykalnie odmienny od Franciszka, który chętnie i wiele mówi o Kościele swoich marzeń, o projekcie reform. Benedykt XVI był o wiele ostrożniejszy, raczej korygował niż wyznaczał nowe szlaki, chętniej włączał niż wykluczał. Był raczej budowniczym mostów niż reformatorem. Chciał raczej zachować tradycję, pozwolić jej formować swój model posługi papieskiej, niż rozsadzać go, zmieniać, wypełniać sobą. W tym także był odmienny od Franciszka, a do pewnego stopnia także od Jana Pawła II.

Nie oznacza to, że nie naznaczył Kościoła swoją osobowością. Jego encykliki są precyzyjne, jasne i ukazują głębię jego refleksji, a nawet fascynacje z okresu jeszcze przed posługą papieską. Ale i w nich widać samoograniczenie, narzuconą ascezę, podczas gdy naprawdę geniusz teologiczny Ratzingera dostrzec można dopiero w wydanym w czasie pontyfikatu „Jezusie Chrystusie”, o którym on sam mówił, że traktować go trzeba jak dzieło teologa, a nie papieża.

Rewolucyjny gest

Jedna z decyzji Benedykta XVI naznaczyła Kościół na długo – ta o abdykacji. Emerytura papieska głęboko dekonstruuje mitologię, symbolikę papiestwa. Ojciec to ktoś, kto nie przechodzi na emeryturę, Ojciec święty więc też nie powinien. Konkretne decyzje związane z tym, jak wyglądać ma jego życie po przejściu na emeryturę, jeszcze pogłębiły sekularyzację tego urzędu. To, że Benedykt XVI zachował białą sutannę i imię papieskie, a także rezydował w Watykanie (od czasu do czasu zabierając nawet głos) sprawiło, że można było zrobić fotografię dwóch papieży, że można ich było sobie – i to na podstawie bieżących wypowiedzi – przeciwstawiać.

Funkcjonowanie równocześnie dwóch papieży utrudnia, a może nawet uniemożliwia budowanie i podtrzymywanie mistyki papiestwa, obrazu jakiegoś szczególnego wyniesienia religijnego czy wręcz modelu monarchii absolutnej. I to jest najbardziej fundamentalna i długofalowa zmiana, jaką do Kościoła wprowadził Benedykt XVI.

Wszystkie te krytyczne uwagi na temat jego pontyfikatu nie mogą jednak przekreślić jednego. Nie ma żadnych wątpliwości, że był on okresem, w którym na tronie Piotrowym zasiadał wielki teolog. Być może największy wśród papieży. I człowiek, z którego myślą, teologią spierać się, debatować będą katolicy w kolejnych dziesięcioleciach. Jego pontyfikat nie był wielkim sukcesem, ale jego teologia pozostanie w Kościele na długo.

Tsunami skandali seksualnych, finansowej nieprzejrzystości, niezałatwionych w ostatnich latach życia Jana Pawła II spraw uderzyło w Kościół z ogromną siłą. Joseph Ratzinger, jeszcze jako kardynał, pisał: „Kościół przypomina tonącą łódź, łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron”. „Ile brudu jest w Kościele, i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia!”. A w homilii podczas mszy św. inaugurującej jego własny pontyfikat, prosił, by modlić się za niego, aby „nie uciekał z obawy przed wilkami”. Trudno o mocniejsze ukazanie, jak postrzegał wyzwania stojące przed sobą Benedykt XVI.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji