Trudno było przewidywać, że Prawo i Sprawiedliwość dopuści do nowej wojny o aborcję. Dla uwikłanej w liczne konflikty partii rządzącej to otwarcie nowego frontu. Ponadto w PiS nie brakuje polityków, którzy jeśli chodzi o prawo do przerywania ciąży, optują za obecnie obowiązującą ustawą. W głębi ducha nie podzielają zbyt rygorystycznego w ich mniemaniu stanowiska Kościoła katolickiego – instytucji będącej oficjalnie dla szeroko pojętej prawicy w Polsce autorytetem.
Edukacyjna rola ustawy
Oczywiście, dziś trudno przesądzać o tym, w jakim zakresie zostanie zmienione ustawodawstwo antyaborcyjne. PiS wielokrotnie udowadniało, że w tej kwestii gotowe jest prowadzić makiaweliczną grę – lawirować między oczekiwaniami Kościoła i środowisk pro life, a opinią dużej części swoich wyborców optujących za utrzymaniem status quo.
Być może cała batalia skończy się wyłącznie objęciem prawną ochroną tych płodów, w przypadku których badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują duże prawdopodobieństwo ich ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia (chodzi np. o zespół Downa). Prawna dopuszczalność aborcji w takich sytuacjach, jak zagrożenie życia lub zdrowia matki i ciąża będąca wynikiem czynu zabronionego, zostanie zachowana.
Tak czy inaczej dla PiS – a przynajmniej dla jego kierownictwa – rozstrzygające są tendencje społeczne. Ostatnie dwie dekady świadczą zaś o tym, że świadomość Polaków istotnie się zmieniła. Można z pełnym przekonaniem przyjąć, że w skali masowej dotyczące aborcji poglądy rodem z PRL zostały przezwyciężone – dla zdecydowanej większości społeczeństwa usuwanie ciąży to już nie jest niewinny zabieg, który można porównać z antykoncepcją, lecz po prostu zło. W tym sensie obowiązująca od roku 1993 ustawa o ochronie życia poczętego i warunkach dopuszczalności aborcji spełniła także swoją rolę edukacyjną.
Charakterystyczne w tym kontekście są argumenty wysuwane przez polityków lewicy. Często można z ich ust usłyszeć: jestem przeciw aborcji, ale za wolnym wyborem. Nawet jeśli deklaracja taka oddaje stanowisko niemałej części Polaków, to oznacza ona przede wszystkim jedną rzecz – temat aborcji nie rozgrzeje społeczeństwa.