Korespondencja z Brukseli
Faworyt francuskich wyborów prezydenckich w wywiadzie dla "Voix du Nord" pomieszał dwie sprawy: niższe koszty socjalne w Polsce, które sprawiają, że nasi pracownicy są bardziej atrakcyjni dla zagranicznych inwestorów niż francuscy, z prowadzoną przeciw Polsce procedurę o naruszenie praworządności. Tak naprawdę przeszkadza mu to pierwsze, ale za niższe koszty socjalne nie można ukarać. Pomachał więc starszakiem praworządności.
Rzeczywiście Komisja Europejska prowadzi przeciwko Polsce procedurę o naruszenie praworządności związana ze zmianami w funkcjonowaniu Trybunału Konstytucyjnego. Wszczęła ją 13 stycznia 2016 roku, do tej pory nie doczekała się satysfakcjonującej odpowiedzi od strony polskiej, sytuacja wręcz uległa pogorszeniu. KE może więc teraz, zgodnie z unijnym traktatem wnioskować do Rady Europejskiej o zajęcie się polskim problemem. Procedura jest opisana w artykule 7 Traktatu UE i wygląda następująco.
Rada Europejska zajmuje się sprawą na wniosek Komisji, Parlamentu Europejskiego lub 1/3 państw członkowskich. Potrzebna jest większość 4/5 państw, żeby stwierdzić ryzyko naruszenia i przekazać państwu zalecenia. Następnie jednomyślnie stwierdza, że praworządność jest łamana i wzywa państwo do zaprzestania tego procederu. Jeśli to nie następuje, to może większością kwalifikowaną zdecydować o ukaraniu danego kraju, np. zawieszając mu prawo głosu, czy zamrozić unijne fundusze.
Do tej pory Komisja nie kierowała sprawy Polski na Radę Europejską, bo jest przekonana, że nie będzie jednomyślności dla stwierdzenia naruszenia zasady praworządności przez nasz kraj. Wypowiedź Macrona w tej sprawie formalnie niewiele zmienia, bo poparcie Francji dla sankcji nie oznacza jednomyślności.