Donald Tusk udzielił dziś lekcji polityki - i to grając na wyjeździe. Narzucił polityczny rys spotkaniu, na którym gospodarzem był przecież Trzaskowski. W obliczu sceptycznej widowni mówił tak, jak uważa. Na pytanie o śluby jednopłciowe zapowiedział związki partnerskie, ale dał do zrozumienia, że zmiany w prawie muszą być dostosowane do akceptacji społecznej właśnie np. małżeństw jednopłciowych. Odpowiadał na trudne pytania bez krygowania. Na końcu wręcz wybuchł w odpowiedzi na pytanie o język śląski. Nakreślił ramy polityczne najbliższych lat dla środowiska KO: on będzie odpowiadał za najbliższe 2-3 lata i walkę z PiS, aż do wygranych wyborów. Zapowiedział w piątek jasną linię wobec sędziów powołanych przez neo-KRS i ruch ochrony wyborów na kolejne starcie wyborcze. Tusk nie pozostawił też złudzeń: nie będzie nadmiernego skrętu w progresywną stronę, którego wielokrotnie domagała się widownia. Nie było wrażenia, że Tusk był politykiem z ich bajki, z ich czasu. Lider PO zresztą tego nie udawał, ale na koniec wydawało się, że był w stanie przekonać dla swojej realpolitik widownię.

Ale Rafał Trzaskowski nie może czuć, że jest na przegranej pozycji. Zarządza przyszłością, chociaż nieco dalszą. Ma kapitał w postaci swojego środowiska oraz blisko tysiąca młodych ludzi, którzy przyjechali na Campus. Tusk pojedzie, a Trzaskowski będzie z nimi przez najbliższy tydzień. To dla prezydenta stolicy zaliczka na przyszłość. Trzaskowski mówił, że trzeba ją zaprojektować. Campus jednoznacznie pokazał, że Tusk zajmuje się polityką silnej ręki, a Trzaskowski - wspomnianym wcześniej zagospodarowywaniem nowych pokoleń. Efekt synergii, o którym w kuluarach mówili od kilku miesięcy politycy PO - między Tuskiem a Trzaskowskim - jest oczywiście w jakimś sensie wymuszony. Ale dla całej Koalicji Obywatelskiej i PO działa korzystnie. Jak trafnie zwrócili uwagę debatujący dziś w politycy, w PiS taka wymiana zdań nie byłaby możliwa w ogóle. Koalicja Obywatelska - której posłowie i posłanki organizują Campus - ma dwóch liderów i dwa mniej lub bardziej zdefiniowane skrzydła. A Tusk zawsze był mistrzem rozgrywek skrzydłami.

Co pozostaje Trzaskowskiemu? Dużo i mało jednocześnie. Jako prezydent Warszawy ma możliwości, których nie ma Tusk i vice versa. Od obecnego na sali w kampusie uniwersyteckim w Olsztynie Grzegorza Schetyny Trzaskowski musi uczyć się cierpliwości. I budowy swojej politycznej siły, co do której - jak sugerował dziś Tusk - należy dalsza przyszłość. Ale nie ta zbyt bliska.