Mirosław Drzewiecki nie został przesłuchany w piątek. Stanie przed komisją za kilka dni. To jedyny zysk zwolenników odwleczenia zeznań byłego ministra sportu. Jednak by osiągnąć tak mizerny cel, posłowie Platformy Obywatelskiej przegrali wiele innych, znacznie ważniejszych dla nich spraw.
Po pierwsze – porażka wizerunkowa. Piątkowa awantura o przesłuchanie Drzewieckiego była swoistym przypomnieniem wojny o wykluczenie z komisji Zbigniewa Wassermanna i Beaty Kempy. Na mniejszą skalę, ale za pomocą podobnych formalnych trików i przegłosowywania opozycyjnej mniejszości. I przy kunktatorskim zachowaniu przedstawiciela koalicyjnego PSL, który w najbardziej drażliwych momentach wstrzymywał się od głosu. Co zgodnie z ustawą o komisji śledczej znaczy tyle, że trzyosobowa reprezentacja PO głosem przewodniczącego Mirosława Sekuły zawsze przeważy nad trójką posłów opozycji.
Z tym wiąże się druga strata: podważenie dobrych intencji Sekuły, który wyznał: – Staram się szczególnie dbać o to, by prawa świadków w naszej komisji były przestrzegane.
Wielu obserwatorów od czasów przesłuchania Zbigniewa Chlebowskiego wytyka, że dotyczy to szczególnie świadków z tej samej partii co Sekuła. Temu służą ciągłe ingerencje przewodniczącego w pytania innych posłów. Trudno przypomnieć, aby równie gorliwie napominał lawirujących świadków. Wielokrotnie przypominał za to zeznającym przed komisją, jakie mają możliwości uchylenia się od odpowiedzi. Sekuła niezwykle formalistycznie odwołuje się do regulaminu Sejmu i ustawy o komisji śledczej. Choć z drugiej strony nie przeszkadza mu, że same prace komisji momentami daleko odbiegają od obowiązujących reguł – np. nadal nie ma powołanych ekspertów.
Strata trzecia – ponowne zaognienie atmosfery w komisji i narażenie się na śmieszność. Sekuła belferskim tonem udziela pozostałym posłom pouczeń i w trakcie zadawania pytań, i przy składaniu wniosków. Stąd częste awantury. – Bardzo proszę nas nie traktować tak, jak pan Sobiesiak traktował panów Drzewieckiego i Chlebowskiego – denerwował się w piątek Zbigniew Wassermann, wywołując wybuch śmiechu obecnych przy tym osób, pamiętających wtorkowe zeznania Mariusza Kamińskiego. Były szef CBA przytoczył tam obraźliwe słowa, którymi dolnośląski biznesmen określał obu polityków.