[b]Rz: Nie żałuje pan, że PiS nie zorganizowało prawyborów?[/b]
Nie, bo my mamy kandydata. Jest nim urzędujący prezydent. A nawet w Stanach Zjednoczonych urzędujący prezydent ubiegający się o reelekcję nie ma kontrkandydatów we własnej partii. Poza tym prawybory i ta debata w niczym nie przypominały amerykańskich pierwowzorów. Po pierwsze lista kandydatów została ustalona odgórnie, po drugie głosowanie jest jawne, po trzecie w debacie pytania zadawali politycy, a nie dziennikarze. Sama debata była wyjątkowo nudna.
[b]Ale w tym czasie co prawybory w PO mieliśmy kongres PiS. Nie okazał się on wielkim sukcesem. Dlaczego?[/b]
Z powodu nadmiernych oczekiwań. Kongres miał przede wszystkim cele wewnętrzne. Zgodnie ze statutem raz na cztery lata wybieramy władze i temu to spotkanie było poświęcone. Wybór Jarosława Kaczyńskiego nie był dla nikogo zaskoczeniem. Bardzo ważne były kwestie programowe. Cieszę się bardzo, że tworzymy tradycję spotykania się raz do roku i dyskutowania o programie. W mniejszym stopniu koncentrowaliśmy się więc na przekazie zewnętrznym kierowanym do wyborców. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że wizerunek PiS nie zmieni się w wyniku jednego wydarzenia. To musi być ewolucyjny proces. Mamy ponad pół roku do wyborów prezydenckich, przypomnę, że w 2005 roku o tej porze Lech Kaczyński był w dużo gorszej sytuacji niż dziś, a wybory wygrał.
[b]Zwolennicy PiS powtarzają to jak mantrę, tyle że wtedy były zupełnie inne nastroje społeczne. [/b]