Znacząca większość wyborców zarówno PO, jak i PiS dwa lata temu wybierała te partie z przekonaniem o ich późniejszej koalicji rządowej. Pomimo zapewnień liderów koalicja nie powstała, a potencjalni sojusznicy weszli na ścieżkę wojenną. W obecnych wyborach są głównymi rywalami. Ich sympatycy raczej nie oczekują ich rządowego sojuszu i wydaje się on mało prawdopodobny. Dlaczego pomysł na PO – PiS należy odłożyć do lamusa?
W 2005 roku obie partie szły do wyborów pod hasłem IV RP. Ich politycy i wyborcy mieli świadomość ułomności ustroju zbudowanego po Okrągłym Stole, które prowadziły do oligarchizacji, narastania korupcji, a w konsekwencji – coraz większego ograniczenia demokracji i wolnego rynku. Powodowało to blokowanie rozwoju gospodarczego i narastający niedowład państwa.
Stało się oczywiste, że instytucje Rzeczypospolitej wymagają głębokiej reformy. Gdy się jednak okazało, że PiS i PO są głównymi konkurentami w walce o władzę, a zwłaszcza, kiedy ich reprezentanci rozpoczęli bój o fotel prezydencki, to nie podobieństwo w ocenie sytuacji, ale ideowe różnice zaczęły być eksponowane, niekiedy – nie tylko retorycznie – wyolbrzymiane, a wręcz tworzone.
Nie znaczy to, że nie istniały rzeczywiście. Kiedy jednak doszło do pierwszych rozmów zespołów, które miały przygotować program koalicyjnego rządu, okazało się, że w sprawach najważniejszych partie dość łatwo mogą się ze sobą porozumieć. Fakt, że do koalicji nie doszło, mistyfikowany jest dzisiaj w ramach antypisowskiej kampanii jak przejaw „organicznej” niezdolności Kaczyńskich do zgody i kompromisu.
Odkładając na bok psychologię, warto się zastanowić w kategoriach politycznych, dlaczego tak się stało. Mimo że w polityce czynnik psychologiczny odgrywa rolę, analizy jej dotyczące warto jednak zaczynać od konfrontacji interesów i idei.