Marcin Wojciechowski z „Gazety Wyborczej”, występując na antenie Radia Tok FM, pomówił „Rzeczpospolitą” o propagowanie antysemityzmu. Ściślej mówiąc, wsparł w tym pomówieniu swojego szefa Adama Michnika, który dopuścił się go w wywiadzie udzielanym jednej z gazet francuskich.
Ponieważ Francuzi nie orientują się w polskich sprawach do tego stopnia, że Adam Michnik nadal pozostaje dla nich autorytetem, więc taki sposób dyskredytowania konkurencyjnej gazety uznać należy za wyjątkową nikczemność, skądinąd dla sposobu tępienia przez Michnika przeciwników typową. Na żądanie naszego redakcyjnego kolegi, by natychmiast wycofał się z pomówienia albo przedstawił konkretne przykłady „języka antysemityzmu” (określenie Michnika ze wspomnianego wywiadu) w „Rzeczpospolitej”, Wojciechowski zachował się w sposób typowy dla swojego środowiska – użył jako argumentu swego głębokiego przekonania, że sprawa jest oczywista i „o czym tu mówimy”.
Sprawa jest zdaniem Wojciechowskiego oczywista, ponieważ „Rzeczpospolita” krytykowała książkę Jana Tomasza Grossa. A może, choć tego otwarcie nie sformułował, ponieważ o antysemityzmie „Rzeczpospolitej” rozwodził się jego pryncypał, przez bywalców stołówki pracowniczej w Agorze uważany za nieomylnego.
[srodtytul]Długa tradycja „szeptanek”[/srodtytul]
Posługiwanie się pomówieniem o antysemityzm jako pałką na przeciwników politycznych (a od pewnego czasu, jak widać, też na konkurencję) ma w środowisku Michnika i w „Wyborczej” długą tradycję nawiązującą jeszcze do „szeptanek”, którymi niektórzy załatwiali swych przeciwników w czasach podziemia.