Podstawą ciągle jeszcze nieformalnych zarzutów jest złamanie przez Agencję art. 2 ust. 2 ustawy o CBA. Zgodnie z nim „CBA współdziała w zakresie swojej właściwości z organizacjami międzynarodowymi na podstawie umów i porozumień międzynarodowych oraz odrębnych przepisów”. Dokonując analizy, także gramatycznej, trudno z tego przepisu bezpośrednio wywieść, że zakazuje on CBA przy zwalczaniu przestępczości współdziałania z innymi niż międzynarodowe organizacjami. Niejasna jest intencja ustawodawcy. Nie wiadomo, czy tak formułując przepis, chciał zawęzić kompetencje CBA, czy też przewrotnie, unikając sformułowania „wyłącznie organizacje międzynarodowe”, dać mu szersze pole działania, zakładając, że walka z przestępczością nie powinna natrafiać na bariery. Niejasności w tej ustawie jest więcej. Jak bowiem w tej sytuacji traktować art. 14, który mówi, że funkcjonariusze CBA, wykonując czynności, mają prawo zwracania się do każdej osoby o udzielenie pomocy w ramach obowiązujących przepisów prawa. Pojawia się pytanie, czy pod słowem „każdy” kryje się też pracownik FBI delegowany do pracy w Warszawie, czy „wyłącznie” Jan Kowalski. Wniosek nasuwa się jeden. Zamieszanie wokół CBA jest kolejnym sygnałem, że polskim służbom potrzebna jest klarowna i precyzyjnie określająca ich kompetencje ustawa. W przeciwnym razie łatwo im zarzucić działania bezprawne. Co przychodzi jeszcze łatwiej, jeżeli w tle pojawia się polityka.