Czego się można spodziewać po dzisiejszym spotkaniu ministra Sikorskiego z Hillary Clinton? Z pewnością ciepłych słów pod adresem Polski, pochwał, podziękowań, poklepywań. To nowy styl amerykańskiej dyplomacji pod nowym kierownictwem.
Wiadomo również, na co liczyć raczej nie należy: na amerykańską deklarację intencji w sprawie tarczy rakietowej. – Na to na razie za wcześnie. Nie wypracowaliśmy jeszcze w tej sprawie spójnego stanowiska – powiedział mi przed paroma dniami przedstawiciel Departamentu Stanu.
Niemal półtora roku temu, po zwycięskich wyborach w Polsce, nowy rząd w Warszawie ogłosił, że potrzebuje czasu na refleksję nad tarczą i nie zamierza się spieszyć z decyzją w sprawie przyjęcia amerykańskiej bazy. Strona amerykańska niecierpliwie przestępowała wtedy z nogi na nogę. Dziś sytuacja jest odwrotna: to Amerykanie, pod nowym przywództwem Baracka Obamy, zastrzegają sobie prawo do „powyborczej refleksji”, podkreślając, że pośpiech jest złym doradcą. – Prosimy o cierpliwość – mówił niedawno w Polsce sekretarz obrony Robert Gates. Prezydent Obama nie ma pewności, czy rozbudowa systemu jest konie- czna i opłacalna, a poza tym ma kilka ważnych interesów do ubicia z Moskwą, która tarczy jest przeciwna.
Strona polska dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że tarcza sama w sobie jest nam potrzebna tylko na tyle, na ile potrzebna jest Ameryce. W obecnym układzie Warszawa liczy na co innego: na podtrzymanie deklaracji politycznej podpisanej przez obie strony w zeszłym roku i wywiązanie się przez Amerykanów z obietnicy rozlokowania w naszym kraju baterii wyrzutni Patriot. Z tego, co mówią „Rz” amerykańskie źródła dyplomatyczne, obie te opcje są „do wykonania”. Ale czy już dziś? Może nie jest to tak istotne. Ważniejsza wydaje się zmiana naszego spojrzenia na relacje z USA.
Za rządów Busha Polska była Amerykanom przydatna w kilku istotnych wówczas sprawach. Polscy politycy i opinia publiczna dali się zwieść mirażowi naszej ważności. Polscy politycy snuli bajkowe wizje o współtworzeniu wielkiej geopolityki ramię w ramię z wielkim sojusznikiem zza Atlantyku. Nadęte balony naszych ambitnych zamierzeń pękały jeden po drugim w zderzeniu z rzeczywistością. Polska nie ma ani pieniędzy, ani tradycji, ani nawet spójnej wizji działania na taką skalę.