Pochwała marginesu

Aby demokracja egzystowała jako tako, muszą w przestrzeni życia publicznego pojawiać się rozmaite szalone, nierozsądne, paskudne i dziwaczne pomysły – twierdzi znany pisarz

Publikacja: 27.03.2009 00:57

Stefan Chwin

Stefan Chwin

Foto: KFP, Maciej Kosycarz Mac Maciej Kosycarz

Red

Maciej Rybiński ogłosił mnie właśnie wrogiem wolności, krytyki artystycznej, Stefana Żeromskiego oraz Antoniego Słonimskiego. Mało tego: dodał, że jestem zamordystą, który wolności chce pozbawić także jego samego, Macieja Rybińskiego. Tak to właśnie w kwitnącej demokracji awansowałem w parę minut na stalinistę i liberalnego faszystę.

Maciej Rybiński udaje, że nie wie, o co chodzi. Nikomu żadnej wolności nie odbieram i odbierać nie zamierzam. Jak ktoś chce się przejeżdżać po „Piramidzie zwierząt” Kozyry, niech się przejeżdża do woli. Na zdrowie. Jeśli jednak Maciej Rybiński przejeżdżanie się po jakichś, pożal się Boże, „artystkach” naszej bidnej „awangardy” uważa za krytykę artystyczną, jeśli za krytykę artystyczną uważa obracanie schematami „konserwy” w walce z „ciemnogrodem postępu”, to karmi się słodkimi złudzeniami.

[srodtytul]Fontanna dziwactwa[/srodtytul]

Otóż powiem od razu: cieszy mnie, że w demokracji istnieje Margines Szalonych Pomysłów, to znaczy dość wąska przestrzeń życia społecznego, gdzie we względnym spokoju można oddawać się do woli najrozmaitszym, twórczym ekscesom. Cieszy mnie samo istnienie takiego marginesu, nawet jeśli zupełnie nie cieszy mnie to, co na tym marginesie wyprawiają różni artyści.

Więcej nawet: uważam, że jakby ktoś chciał ten margines skutecznie spacyfikować, to sama demokracja nie wyszłaby na tym najlepiej. Taki jest mój pogląd. Że demokracja dycha dopóty, dopóki ten szalony margines istnieje. A tacy, którzy chcą ten margines oczyścić z błędów i wypaczeń, ucywilizować, ostrzyc brzytwą z kiczu, kołtuństwa i szaleństwa, wyszorować szarym mydłem rozumu i szyderstwa, to oni też – jak podejrzewam – chętnie by samą demokrację przycisnęli żebrami do ściany, żeby się, panie, nie garbiła, tylko stała porządnie na baczność, wolna i niepodległa.

Tak to już jest, że aby demokracja egzystowała jako tako, muszą, niestety, w przestrzeni życia publicznego pojawiać się rozmaite szalone, nierozsądne, nieodpowiedzialne, paskudne i dziwaczne pomysły oraz ludzie, którzy takie pomysły w swoich głowach mają. Pomysły, które – powiem otwarcie – mnie samego osobiście często zupełnie nie cieszą. Kosmetyki z męskiego tłuszczu, produkowane w ramach akcji artystycznych? Dziękuję, nie reflektuję.

Margines Szalonych Pomysłów bywa niewątpliwie studnią głupstwa i fontanną dziwactwa, ale trzeba też dodać, że pomimo swoich niewątpliwych szaleństw formalnoideowych pełni on dość ważną funkcję społeczną, chociaż nie zawsze wygląda najponętniej. Czasem mądrze, a czasem wariacko, testuje granice wolności, to znaczy wydobywa je na jaw, sprawdza i pokazuje nam, gdzie one sobie leżą albo stoją.

Tym samym pomaga społeczeństwu – uderzmy w tony patetyczne – rozeznać się w jestestwie swoim. Odbić się bowiem od marginesu i utwierdzić we własnej „oświeconej” rozumności przeciw rażącej „ciemnocie” marginesu wielka to jest dla każdego człowieka rozumnego rozkosz i przyjemność. Istnienie Marginesu Szalonych Pomysłów upewnia nas, że my sami jesteśmy w jak najlepszym porządku.

[srodtytul]Bezpiecznik demokratyczny[/srodtytul]

Więc margines, choć bywa głęboko niepoważny, bo dzieją się tam rzeczy najdziwniejsze, pełni, jak myślę, funkcję całkiem poważną, warto więc pogodzić się choćby do pewnego stopnia z jego istnieniem. Przykre to, ale nie ma rady. A jak ktoś uważa, że pomysły z Marginesu Szalonych Pomysłów (tzw. jaczejki postępowej ciemnoty) wywrócą do góry nogami porządek społeczny, to on jest nieprzytomny.

Posunę się nawet jeszcze dalej. Jestem zdania, że państwo powinno chuchać i dmuchać na Margines Szalonych Pomysłów, żeby on nam nie zniknął, ponieważ w naszym interesie leży to, żeby on nie zniknął, chociaż społeczeństwo zwykle marginesu nie cierpi, a nawet brzydzi się nim prawdziwie i żadnych pieniędzy ze swoich podatków dawać mu nie chce, czemu zresztą wcale się nie dziwię, bo artyści, jak to artyści, bywają nieraz okropni, a nawet po prostu straszni.

Państwo w swojej demokratycznej wspaniałomyślności powinno chronić rozmaite nisze, katakumby, strychy i piwnice, w których odbywa się „awangardowa” ruja i porubstwo, oczywiście, jeśli ruja i porubstwo nie naruszają obowiązującego prawa. Takie nisze w społeczeństwie demokratycznym to jest rodzaj bezpiecznika. Bo jakoś tak się zwykle składało, że rozmaite rewolucje konserwatywne i zupełnie niekonserwatywne zaczynały od uderzenia w ten margines, najczęściej w imię rozumu, moralności i czystości, a lud bił jeszcze brawo, że ruja i porubstwo znika, nie zdając sobie sprawy, co mu te konserwatywne i zupełnie niekonserwatywne rewolucje szykują.

Być może błędne jest moje przekonanie, ale uważam, że bez Marginesu Szalonych Pomysłów demokracja z lekka słabnie, bo jakby się taki margines zakatrupiło zupełnie, to ona sama utraciłaby pewne swoje gwarancje. Niestety, tak już jest, że właśnie dzięki temu, że taki margines jeszcze istnieje, rozmaici radykalnie nastrojeni kochankowie wolności, do jakich należy Maciej Rybiński, mają w przestrzeni publicznej swoją działkę i mogą na tej działce harcować sobie do woli.

Okropna to prawda, ale póki na Marginesie Szalonych Pomysłów mogą sobie harcować takie osoby jak Kozyra czy Żemojdzin, także swoboda twórcza Macieja Rybińskiego oraz moja własna mogą jako tako rozkwitać. Takie to są naczynia połączone. Jak ktoś tego nie rozumie, trudno.

Otóż ja się godzę na istnienie Marginesu Szalonych Pomysłów, to znaczy na istnienie w demokratycznym społeczeństwie rozmaitych dziwadeł, bzików, wariatów artystycznych, zboczków formy i treści, koneserów nieodpowiedzialnych wybryków, maniaków instalacji, żeglarzy konceptualizacji, pokręconych artystów życia oraz nieprzytomnych performansów, którzy robią różne dziwne rzeczy po strychach, piwnicach, katakumbach i temu podobnych artystycznych instytucjach, chociaż trzymam się od nich z daleka, bo to co oni tam wyprawiają, nie zawsze mi smakuje, a czasem nawet mnie przeraża.

[srodtytul]Egzemplarze z menażerii[/srodtytul]

Ja się cieszę niewymownie, że w naszej zgniłej demokracji faszystowsko-liberalnej, jak ją pięknie Maciej Rybiński zechciał nazwać, jest miejsce dla takich egzemplarzy z ludzkiej menażerii jak Kozyra, Żemojdzin i Korwin-Mikke oraz dla paru setek egzemplarzy podobnego rodzaju. Mnie się z zasady podoba ludzka rozmaitość, która – jak to każda rozmaitość – bywa czasami okropna i cieszę się niewymownie, że ona istnieje, chociaż mocno mi się nie podoba to, co Mikke, Żemojdzin i Kozyra, każde z osobna, na tym marginesie umysłowo i artystycznie wyprawiają. Jest w tym niewątpliwie sprzeczność, ale życie, niestety, zupełnie wbrew naszej woli składa się głównie ze sprzeczności.

Maciej Rybiński w swojej „oświeconej” niewinności ogłosił właśnie, że naszym obowiązkiem jest „poniżać” artystów, którzy nie są tacy jak trzeba, to znaczy nie zachowują się przyzwoicie, rozumnie i światle. Czegoś podobnego się nie spodziewałem, ale on to napisał otwarcie, własnoręcznie i jeszcze to wydrukował. Że naszym psim obowiązkiem jest „poniżanie” ludzi, których „dzieła” nie pasują nam z uwagi na fundamentalne dla przyszłości świata kwestie światopoglądowe.

Oczywiście są tacy, którzy poniżaniem innych „w imię przyszłości świata” podnoszą sobie poziom adrenaliny, ale ja takich zabaw nie lubię, więc nie będę poniżał nikogo.

Zajmując jednak takie stanowisko od żadnej oceny tchórzliwie nie uciekam, jak chce mi wmówić Maciej Rybiński. Jeśli ktoś uważa, że sformułowanie „To nie jest sztuka”, którego co jakiś czas używam, nie jest najmocniejszą oceną „produkcji artystycznej”, to nie mamy o czym gadać.

Jak byłem młody, lubiłem „piętnować”, teraz już nie lubię. A jak ktoś mnie zachęca, żeby „poniżyć” i „napiętnować” jakąś panią awangardową za jej szalone pomysły, to ja bym chętnie przeciwko takiej pani wystąpił, ale tylko wtedy, gdyby ona przymuszała nas do obcowania ze swoimi wytworami, jeśli jednak ona to robi w awangardowej niszy, do której można wejść, albo nie wejść, to niech ona sobie produkuje i wystawia, co tylko chce, tym bardziej że jakiejś tam niewielkiej liczbie ludzi to się na dodatek podoba i – jak oni to mówią – skłania do myślenia.

Otóż prawda jest taka, że ludzie duchowo podobni do Macieja Rybińskiego bardzo nie lubią takiej formy demokracji, która pozwala na istnienie okropnego Marginesu Szalonych Pomysłów. Maciej Rybiński chciałby, żeby szalone pomysły różnych artystów i artystek były równie rozumne, oświecone i konserwatywne jak jego. Dlatego walczy o prawdziwą kulturę, to znaczy dokładnie taką, która jest zgodna z jego „oświeconym” konserwatywnym gustem, ale przedstawia się jako ktoś, kto walczy o kulturę w ogóle.

[srodtytul]Postępowa ciemnota[/srodtytul]

Wolność słowa, idei, swoboda myślenia i prawo do formułowania każdej myśli w zgodzie z własnymi poglądami i poczuciem uczciwości – zgoda. Ale wolność słowa, idei, swoboda myślenia i prawo do formułowania każdej myśli w zgodzie z własnymi poglądami i poczuciem uczciwości w przypadku pani Kozyry i Żemojdzin zgodna powinna być z rozumieniem wolności Macieja Rybińskiego, Janusza Korwin-Mikkego i Waldemara Łysiaka. Wtedy wszystko będzie okej i prawdziwe wartości zakwitną.

Walka z „kołtuństwem artystycznym” Marginesu Szalonych Pomysłów, której z zapałem oddaje się trójca Rybiński – Mikke – Łysiak, przypomina mi inną walkę, której symbolem był niegdyś wierszyk:

Ta odmiana chuligana

Wstręt, odrazę budzi w nas

Strój jak bażant, mózg barana

Skończyć z tym najwyższy czas

Gdy pod tym pięknym hasłem w latach 50. XX wieku zwalczano bikiniarzy, równie intensywnie zwalczano też żałosne bzdury formalizmu w sztuce, to znaczy rozmaite bezeceństwa awangardy, tak jak dzisiaj – zdaniem powyższej trójcy – zwalczać należy „kołtuństwo artystyczne”, pożal się Boże, awangardy obecnej. Warto przypomnieć, że w tamtej przemiłej epoce kołtuństwem artystycznym nazywano takie idiotyzmy jak futuryzm, surrealizm, ekspresjonizm i temu podobne nabieranie ludzi.

Jeśli zatem chodzi o gromadę rozmaitych dziwadeł, bzików, wariatów artystycznych, zboczków formy i treści, maniaków instalacji, żeglarzy konceptualizacji, pokręconych artystów życia oraz nieprzytomnych performansów, którzy co jakiś czas dają nam krzykliwie znać o swoim istnieniu, to tępić, piętnować i poniżać ich nie zamierzam. Niech sobie żyją, niebożęta, na wąskim Marginesie Szalonych Pomysłów i pełnią nieodpowiedzialnie swoją zbożną funkcję ku słusznej irytacji „oświeconych”.

Wolę postępową ciemnotę niż jaśnie oświeconą konserwę.

[i]Autor jest powieściopisarzem, krytykiem literackim, eseistą i historykiem literatury[/i]

Maciej Rybiński ogłosił mnie właśnie wrogiem wolności, krytyki artystycznej, Stefana Żeromskiego oraz Antoniego Słonimskiego. Mało tego: dodał, że jestem zamordystą, który wolności chce pozbawić także jego samego, Macieja Rybińskiego. Tak to właśnie w kwitnącej demokracji awansowałem w parę minut na stalinistę i liberalnego faszystę.

Maciej Rybiński udaje, że nie wie, o co chodzi. Nikomu żadnej wolności nie odbieram i odbierać nie zamierzam. Jak ktoś chce się przejeżdżać po „Piramidzie zwierząt” Kozyry, niech się przejeżdża do woli. Na zdrowie. Jeśli jednak Maciej Rybiński przejeżdżanie się po jakichś, pożal się Boże, „artystkach” naszej bidnej „awangardy” uważa za krytykę artystyczną, jeśli za krytykę artystyczną uważa obracanie schematami „konserwy” w walce z „ciemnogrodem postępu”, to karmi się słodkimi złudzeniami.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości