I tak będzie, dopóki reakcja Polski na tego typu „pomyłki” będzie dziecinnie śmieszna. Bo tak trzeba nazwać ten „specjalny system monitoringu” i składane protesty dyplomatów czy dziennikarzy. „Rz” od 2005 r. prowadzi akcję przeciwko „polskim obozom”. I chwała jej za to, bo naprawdę dokonała przełomu w stosunku do wcześniejszej kompletnej bierności naszego państwa wobec celowych prób zniesławiania Polaków i fałszowania historii. Stale powtarzające się „pomyłki” pokazują, że dyplomatyczne sposoby protestowania nie skutkują. Bo co to za sprostowanie, gdzie w kolejnej wersji depeszy DPA napisano o „nazistowskim obozie pracy przymusowej Trawniki w okupowanej Polsce”. Nie niemieckim, lecz nazistowskim w Polsce, czyli polskim, bo tak to odczyta przeciętny Amerykanin czy Niemiec. Jest tymczasem prosty sposób na to, by naprawdę skończyć z „polskimi obozami” w zagranicznych mediach i opracowaniach. To procesy o ciężkie odszkodowania. Jeśli osoba prywatna wygrywa proces o zniesławienie czy naruszenie czci i inkasuje setki tysięcy (złotych, euro, dolarów), to odszkodowania za zniesławienie 39 mln naszych obywateli musiałoby opiewać na równie pokaźne kwoty. Taki proces wytoczyłby każdej redakcji np. Izrael i każde inne szanujące się państwo. Uczmy się od nich.