Tenże sam adwokat miast przygotowywania precyzyjnych pism procesowych, wali publicystycznym młotem na łamach prasy nie mniej brutalnie niż najbardziej zajadli komentatorzy czy politycy.
Oto w "Gazecie Wyborczej" Piotr Rogowski, radca prawny tego pisma, w imieniu Adama Michnika prowadzący sprawy przeciwko rozmaitym publicystom i politykom, którzy śmieli skrytykować jego zleceniodawcę, publikuje we wtorek felieton o sądach rozstrzygających sprawy w trybie wyborczym, a przy okazji o publicystach, którzy mają inne zdanie niż obowiązujące w Platformie Obywatelskiej oraz w "Gazecie Wyborczej".
Autor tekstu jest przedstawiony jako "radca prawny "Gazety Wyborczej"". Swoją drogą to ciekawe. Czy jeśli tekst pisze radca prawny "Gazety", to znaczy, że polemizując z nim, od razu ryzykuje się proces? Czy to jakiś felieton przedprocesowy?
Zobaczmy jednak, co mecenas Rogowski pisze. Zwróćmy uwagę na wyważony język i odpowiedni dystans, jaki przystoi prawnikowi. Wszak – jak przypomina kilka stron wcześniej na tych samych łamach Mirosław Czech (też dość ciekawy redaktor: były sekretarz generalny Unii Wolności) – "szlachectwo zobowiązuje".
Mecenas zajął się orzeczeniem Sądu Okręgowego w Warszawie dotyczącym spotu PiS pt. "Kolesie": "Orzeczenie było niekorzystne dla PiS, więc jego funkcjonariusze i propisowscy publicyści zaczęli kampanię oszczerstw wobec sądu". Cóż za umiar, precyzja i elegancja. Nie język nienawiści i oszczerstw. Nie obrażanie czy insynuowanie. Mecenas po prostu uczciwie przyznał i jakże logiczny przeprowadził wywód – ten, kto krytykuje wyrok sądu, jest propisowskim publicystą. Jakie to proste. Brawo. Ja tego wcześniej nie rozumiałem.