Dlaczego dzisiejsza Europa was potrzebuje

Świat nie stoi w miejscu i inne regiony są gotowe prześcignąć gospodarczo Europę. Stawką są nasze miejsca pracy i siła naszego oddziaływania – pisze przewodniczący Rady Europejskiej w 60. rocznicę ogłoszenia deklaracji Schumana

Publikacja: 10.05.2010 00:51

Dlaczego dzisiejsza Europa was potrzebuje

Foto: AP

Red

Sześćdziesiąt lat temu zmienił się bieg historii Europy. 9 maja 1950 r. francuski minister spraw zagranicznych Robert Schuman zaproponował państwom europejskim, w tym Niemcom, wspólne polityczne przedsięwzięcie. Zaledwie kilka lat wcześniej zakończyła się druga wojna światowa, więc propozycja ta była śmiałym krokiem na drodze do pokoju i pojednania. Dzięki temu nie do pomyślenia jest dziś wojna między sąsiednimi państwami połączonymi w Unię.

Atrakcyjność unijnego modelu przyspieszyła upadek komunizmu i koniec zimnej wojny. Krok po kroku rządy europejskie wypracowały sposoby wspólnego pokonywania wzajemnych różnic. Sprawy decydują się dziś nie na polach krwawych bitew, ale w brukselskich salach negocjacyjnych. Oto postęp.

W epoce Schumana, Adenauera i innych ojców założycieli zaczynaliśmy w gronie sześciu państw od rozmów o węglu i stali. Dziś jesteśmy Unią skupiającą 27 demokratycznych państw i

500 mln obywateli, obejmującą kontynent europejski od Finlandii po Portugalię i od Irlandii po Rumunię. Dysponujemy wspólnym, największym w świecie rynkiem, wielkim wspólnym dorobkiem legislacyjnym, wspólną dla większości walutą, mamy też wspólne granice i wspólne instytucje polityczne. Łączy nas wspólna przeszłość – i przyszłość.

[srodtytul]Solidarność na dobre i na złe[/srodtytul]

Wspólnota nie zawsze przychodzi łatwo. Z jednej strony wynagradza trudy, dając wszystkim większą siłę i większe możliwości. Dlatego w nią inwestujemy. Z drugiej jednak strony wspólność oznacza, że kłopoty jednego czasem dotykają wszystkich. Gdy się pracuje nad wspólnym celem, chcąc przysporzyć korzyści wszystkim, należy się liczyć z nieoczekiwanymi przeciwnościami, którym trzeba wspólnie stawić czoło. Prawdziwa solidarność to solidarność na dobre i na złe.

Nasza historia – pełna sukcesów – to za mało, by zbudować wspólną przyszłość. Każde kolejne pokolenie trzeba na nowo przekonać, że potrzebujemy Unii.

Dlaczego 27 naszych państw nie ustaje we wspólnej pracy? Ponieważ rząd każdego z nich doskonale wie, że w dzisiejszym zglobalizowanym świecie nie może już samodzielnie zagwarantować swoim obywatelom pomyślności ani bezpieczeństwa. Nawet więc jeśli rządy 27 państw nie w każdej sprawie są zgodne, ba – czasem się diametralnie różnią, wszystkie wolą być członkami europejskiego klubu, aniżeli samotnie borykać się z trudnościami.

Dlaczego jednak potrzebują one w tym przedsięwzięciu was, europejskich obywateli? Ponieważ bez waszego poparcia żaden rząd sobie nie poradzi. Dlatego chciałbym wyjaśnić, co zyskują obywatele i czego Europa od nich potrzebuje.

Unia Europejska przynosi wiele praktycznych korzyści konsumentom, podróżnym czy też przedsiębiorcom. Dziś można tanio latać do miast i kurortów na całym kontynencie. Za rozmowy telefoniczne w obrębie Unii płaci się ułamek tego co kiedyś. Można bezpiecznie kupować produkty z dowolnego państwa UE. Kolejki na przejściach granicznych to już przeszłość. Nauka za granicą jest dla wszystkich w zasięgu ręki. Jak widać – i jak chętnie wskazują unijne broszury informacyjne – Europa dała nam przestrzeń wolności i otworzyła nowe szanse.

[srodtytul]Nie prosimy o euroentuzjazm[/srodtytul]

Spójrzmy jednak prawdzie w oczy.

W obliczu kryzysu (o czym się dziś przekonujemy) takie praktyczne korzyści przestają być doceniane. Politycy muszą w takich chwilach przekonująco odpowiadać na trudne pytania. Na przykład, dlaczego my – 15 państw europejskich – postanowiliśmy wraz z Międzynarodowym Funduszem Walutowym pożyczyć Grecji 110 mld euro w ramach pomocy i troski o przyszłość euro? Albo dlaczego my – 27 państw europejskich – uważamy, że kraje Bałkanów Zachodnich, które tyle ostatnio wycierpiały wskutek wojen, powinny kiedyś do nas dołączyć? W pytaniach tych chodzi nie tylko o praktyczne korzyści dla wybranych, ale też o stabilną egzystencję i pokój dla wszystkich.

Jako przewodniczący Rady Europejskiej – w której 27 szefów państw lub rządów, w tym Polski, regularnie omawia wspólne dla wszystkich nas, Europejczyków, perspektywy i problemy – chciałbym zabrać głos w ich imieniu. Nie prosimy o euroentuzjazm ani o wymachiwanie europejską flagą, nie namawiamy do wspólnego skandowania pokojowych haseł. Chodzi jedynie o świadomość. Chcielibyśmy, by europejscy obywatele zdawali sobie sprawę, że gdy negocjujemy jakieś porozumienie lub rozwiązujemy kolejny kryzys, często stawką jest coś więcej niż samo porozumienie czy przełamanie kryzysu. W najbardziej dramatycznych momentach gra toczy się nieraz o przyszłość samej Europy. Razem bronimy drogiej nam wszystkim wartości.

A co oznacza ona konkretnie? Europejczycy mogą być dumni ze swojej pozycji w świecie. Inni zazdroszczą naszym krajom stabilności politycznej, dobrobytu, zabezpieczenia społecznego i jakości życia. Europejscy obywatele – pół miliarda kobiet i mężczyzn mieszkających w Unii Europejskiej – należą do najlepiej wykształconych i wykwalifikowanych ludzi na świecie. Jesteśmy największą światową potęgą handlową. Osiągnięciami tymi możemy się szczycić. Świadczą one o tym, że potrafimy – jak mało kto – iść z duchem czasu, a równocześnie chronić nasze dziedzictwo.

I wciąż zachowujemy tę umiejętność.

[srodtytul]Celem nie jest sama Bruksela[/srodtytul]

Świat jednak nie stoi w miejscu i inne regiony są gotowe nas prześcignąć gospodarczo. Stawką są nasze miejsca pracy i siła naszego oddziaływania. Odpowiedzią na te wyzwania nie jest ani nacjonalizm, ani populizm. Aby bronić naszych europejskich wartości, interesów i miejsc pracy, musimy wciąż działać razem, a jeżeli działamy w pojedynkę – to w duchu wspólnoty. Dzisiejszy świat wymaga między innymi, aby nasza polityka gospodarcza była bardziej zdecydowana, a polityka zagraniczna i polityka klimatyczna – lepiej skoordynowane. Cieszę się, że wszyscy członkowie Rady Europejskiej są gotowi wziąć na siebie to wspólne zadanie.

Sześćdziesiąt lat temu Schuman i inni politycy wyruszyli we wspólną podróż. Państwa, które się dołączyły, dobrze na tym wyszły. Celem podróży nie jest sama Bruksela. Celem jest dobrobyt, bezpieczeństwo i wspólny los 500 mln ludzi, którzy zamieszkują 27 demokratycznych państw naszego pięknego kontynentu.

Chcę dziś prosić was, obywateli Europy, o jedną rzecz: o chwilę refleksji nad naszą wspólną odpowiedzialnością za tę podróż.

Sześćdziesiąt lat temu zmienił się bieg historii Europy. 9 maja 1950 r. francuski minister spraw zagranicznych Robert Schuman zaproponował państwom europejskim, w tym Niemcom, wspólne polityczne przedsięwzięcie. Zaledwie kilka lat wcześniej zakończyła się druga wojna światowa, więc propozycja ta była śmiałym krokiem na drodze do pokoju i pojednania. Dzięki temu nie do pomyślenia jest dziś wojna między sąsiednimi państwami połączonymi w Unię.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości