Spośród 22 tysięcy mieszkańców Rosengardu, 86 procent to cudzoziemcy. Pochodzą z Iraku, byłej Jugosławii, Libanu, Bośni i Hercegowiny i z Polski. Aż 62 proc. mieszkańców dzielnicy jest bezrobotnych, a 80 proc. z nich utrzymuje się z zasiłku. Imigranci mają świadomość, że uważa się ich za awanturników. – Jest ciężko, szczególnie kiedy szuka się pracy. Pytają wówczas, czy uczestniczę w zamieszkach i czy jestem jedną z osób, które rzucają w policję kamieniami – skarżył się Ortman Ramadanovic.

Nic więc dziwnego, że połowa mieszkańców dzielnicy chce się stamtąd wydostać najszybciej jak to możliwe. Ale ich miejsce szybko zajmują kolejni bezrobotni. I kółko się zamyka.

Nie zraża to polityków, którzy co chwilę wyskakują z nowymi pomysłami na poprawę sytuacji. – Chcemy, by mieszkańcy Malmö mieli dobry powód do odwiedzenia Rosengardu – mówi liberał Allan Widman. Jego zdaniem w dzielnicy powinno być ciekawe miejsce, które zwabi mieszkańców innych rejonów miasta. Dotąd największą atrakcją dzielnicy był supermarket Citygross. Jego miejsce mogłoby zająć muzeum sztuki klasycznej – proponuje polityk. Czy rzeczywiście? Politycy z innych partii wydają się sceptyczni. – Odpowiedniejszy byłby sklep z rowerami – uważa socjaldemokrata Anders Rubin.