[b]Rz: Czy zwycięstwo Bronisława Komorowskiego umocni pozycję Polski w Unii Europejskiej? Tak twierdzą zwolennicy PO. A pan?[/b]
[b]Aleksander Smolar:[/b] W porównaniu z burzliwą kohabitacją Lecha Kaczyńskiego z rządem Donalda Tuska na pewno będziemy bardziej przewidywalnym partnerem. Zresztą, już w ciągu ostatnich miesięcy współpraca między ośrodkiem prezydenckim a rządem się poprawiła, nie mieliśmy już kłótni o samolot, doszło do podpisania traktatu lizbońskiego. Nadal trudno jednak było ukryć zasadniczą rozbieżność między politycznymi wizjami i metodami działania prezydenta i rządu. Wygrana Komorowskiego gwarantuje lepszą współpracę pomiędzy dwoma ośrodkami, a więc i skuteczniejszą realizację wyznaczonych w polityce zagranicznej celów.
[wyimek]W kraju nie docenia się, jak wzrosła rola Polski, jak poprawił się nasz obraz w całej Europie w ostatnich latach[/wyimek]
[b]Zadowoleni byli też zachodnioeuropejscy politycy i komentatorzy. Dziwi to pana?[/b]
To prawda, nie przypominam sobie zbyt wielu wyrazów poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego. To jednak zrozumiałe, jeśli przypomnieć sobie sposób prowadzenia polityki zagranicznej przez rząd PiS i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Czas ten cechowała narastająca samoizolacja Polski (poza stosunkami z Ukrainą, Gruzją i Litwą). W stosunkach z Niemcami i Rosją dominowała polityka gestów i nadętej godności (zwana asertywnością); rozrachunki historyczne zastępowały politykę zagraniczną. Ową politykę godności i kłótliwości dobrze ilustrują dwa fakty: zerwanie szczytu Trójkąta Weimarskiego z powodu satyrycznego artykułu w drugorzędnej gazecie niemieckiej i „neutralny grunt” jako warunek spotkania z ówczesnym prezydentem Rosji. Inicjatywa zakończona okrutną drwiną ze strony Putina, który zaproponował spotkanie w Mińsku, u Łukaszenki. Z aprobatą przyjmując posłanie prezesa Jarosława Kaczyńskiego do Rosjan po katastrofie w Smoleńsku, warto przypomnieć jego ostrą krytykę pod adresem Donalda Tuska za zaproszenie Władimira Putina do Polski na obchody 60. rocznicy wybuchu wojny.