Zmiany kadrowe pokazały, że Kaczyński nie chce eksperymentów

Sobotnie roszady we władzach Prawa i Sprawiedliwości dowodzą, że prezes może zrobić ze swoją partią wszystko

Aktualizacja: 25.07.2010 21:37 Publikacja: 25.07.2010 21:35

Piotr Gursztyn

Piotr Gursztyn

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Trudno znaleźć komentarze, w których oceniono by zmiany we władzach PiS jako wydarzenie mogące dać tej partii nową energię do działania. Częściej słychać, że to, co się zdarzyło na sobotnim posiedzeniu Rady Politycznej, jest potwierdzeniem najgorszych stereotypów o partii Jarosława Kaczyńskiego.

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/07/25/piotr-gursztyn-zmiany-kadrowe-pokazaly-ze-kaczynski-nie-chce-eksperymentow/]skomentuj na blogu[/link][/b] [/wyimek]

Nie spełniły się oczekiwania, że Kaczyński w miarę równo rozdzieli zaszczyty. Że coś da najwierniejszym druhom z dawnego Porozumienia Centrum, czymś uhonoruje frakcję radiomaryjną, a także nagrodzi członków swojego sztabu wyborczego – niemal bez wyjątków zaliczanych do grupy tzw. liberałów.

Sobota pokazała, że Kaczyński może z PiS zrobić, co chce, bez większego ryzyka buntu ze strony członków partii. Wyróżnił w praktyce tylko tzw. zakon PC. Liberałowie, mimo wielkich zasług w kampanii prezydenckiej, nie dostali nic.

Wprawdzie gwieździe ostatnich miesięcy Joannie Kluzik-Rostkowskiej zaproponował stanowisko wiceprezesa, ale ta odmówiła. Najprawdopodobniej uznała je za funkcję dekoracyjną.

Zmiany kadrowe pokazały, że prezes PiS nie chce eksperymentów. Woli pracować z ludźmi, których zna od lat, którzy nie będą mu się zbytnio sprzeciwiali ani naruszali dotychczasową rutynę i stare przyzwyczajenia. Wysłał też jasny sygnał, że o najważniejszych sprawach decyduje tylko on.

Symptomatyczny jest awans Beaty Szydło, która została wiceprezesem partii. Dlaczego ona? To powszechne pytanie. – A dlaczego nie? – mógłby odpowiedzieć Kaczyński. Jej awans to prawdziwy kaprys władcy, który dla utarcia nosa kilku ambitnym osobom awansował szeregową posłankę.

W ten sposób prezes zakomunikował Kluzik-Rostkowskiej, że kobiecą twarzą PiS może być każda inna parlamentarzystka. Oraz że nikt nie jest niezastąpiony. Sygnał w ten sposób otrzymał też Zbigniew Ziobro. Teoretycznie powinien się cieszyć, bo Szydło była zaliczana do tzw. ziobrystów. Ale to nie on ją zgłosił. Od soboty dobroczyńcą pani poseł jest sam prezes, więc będzie się ona orientować na niego, a nie na dotychczasowego protektora. Na dodatek i Ziobro, i Szydło są z tego samego województwa – małopolskiego, więc awans dla pani poseł może wywołać jakąś lokalną rywalizację.

Zmniejszony został też Komitet Polityczny PiS, najwyższa władza partii. Wprawdzie ostatnio było to ciało fasadowe, ale zasiadanie w nim łączyło się z prestiżem. Po zmianach odeszli z niego przede wszystkim politycy młodszego pokolenia – w większości utożsamiający się z liberałami. Zostali w nim ludzie z pecetowskim rodowodem.

Nikt jednak się nie zbuntuje. Wielu pominiętych będzie po cichu narzekało na upokorzenie. Jednak na całkowicie zabetonowanej scenie politycznej ich wybór jest prosty: mogą zostać w PiS albo wypaść z polityki.

Sfrustrowani wycofają się do swoich wąsko pojętych obowiązków poselskich. Ich energia skupi się głównie na zabiegach o reelekcję. Z pewnością odbije się to na dynamizmie całej partii.

Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele będą zarabiać więcej?
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Publicystyka
Estera Flieger: Wygrał Karol Nawrocki, więc krowy przestały się cielić? Nie dajmy się zwariować
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: 6000 zamrożonych zwłok albo jak zapamiętamy Rosję Putina
Publicystyka
Bogusław Chrabota: O pilny ratunek dla polskich mediów publicznych
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Ukraina może jeszcze być w NATO