Piotr Gursztyn: Zgniły owoc kompromisu

Platformie udało się zakończyć prace komisji hazardowej, ale nie udało się ukręcić łba aferze

Publikacja: 05.08.2010 20:19

Mirosław Drzewiecki, były minister sportu. Z jego inicjatywy resort zawiadomił Ministerstwo Finansów

Mirosław Drzewiecki, były minister sportu. Z jego inicjatywy resort zawiadomił Ministerstwo Finansów o rezygnacji z tzw. dopłat, o co zabiegała branża hazardowa

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

– Trudno, biorę to na siebie. Termin do jutra – tak według Bartosza Arłukowicza (Lewica) miał odpowiedzieć szef komisji hazardowej na wątpliwości wobec pośpiechu w zamykaniu jej prac.

Rzeczywiście, cała odpowiedzialność za raport końcowy i sposób jego przegłosowania spada na Mirosława Sekułę. A także na jego przełożonych z PO, bo nikt, kto zna realia polskiej polityki, nie ma wątpliwości, że swoboda Sekuły w podejmowaniu decyzji była bliska zera. Co nie zmienia faktu, że zgodził się na rolę adwokata interesów swojej partii, nie zaś dobra publicznego.

Znana jest też cena tej niechlubnej roli. To zgoda władz PO na start Sekuły w wyborach samorządowych w Zabrzu. Fotel prezydenta miasta w zamian za ukręcenie łba sprawie.

[srodtytul]Pod dyktando PO [/srodtytul]

Dzieje komisji hazardowej to historia niszczenia autorytetu ważnej instytucji. Przez obstrukcję, wariackie tempo pracy i przegłosowywanie opozycyjnej mniejszości. Uprawnienia i tryb działania komisji ustala Sejm – głosi odpowiedni artykuł konstytucji. W przypadku komisji hazardowej był to zapis martwy. Posłowie PO wypełniali zadania wyznaczone przez kierownictwo własnej partii.

Bilans nie jest jednak pozytywny dla Platformy. Prace komisji zamknięto na siłę i nadzwyczaj niezręcznie, co negatywnie oceniła większość komentatorów.

Uderzającym przykładem było wyznaczenie przez Sekułę zaledwie 24 godzin na złożenie wniosków odrębnych. Charakterystyczna była reakcja zazwyczaj lojalnego koalicjanta, czyli Franciszka Stefaniuka z PSL, który apelował, aby "nie dociskać kolanem". Równie charakterystyczne było zawstydzenie Sławomira Neumanna z PO (wprawdzie i on zachowywał się lojalnie wobec partii, ale też często dystansował się od najbardziej żenujących zachowań swoich kolegów), który tłumaczył w telewizji, że nie ma nic wspólnego z tą decyzją Sekuły.

Według opozycji raport Sekuły to "hańba", "skandal", "klops", "kaszanka z truskawkami". Ma prawo być niezadowolona, bo nagle się okazało, że nikt nie jest winny w aferze hazardowej. Ale po wprowadzeniu poprawek autor raportu musiał też wycofać się z najbardziej kuriozalnych wniosków, np. że jedynym źródłem przecieku jest CBA, a Kancelaria Premiera jest absolutnie czysta. Teraz mamy do czynienia z dokumentem zupełnie niespójnym, owocem kompromisu, który da się określić jako zgniły.

[srodtytul]Lobbing i nepotyzm[/srodtytul]

Prace komisji nie były jednak czasem straconym. PO nie udało się podzielić odpowiedzialnością za aferę. Nie powiodła się próba obciążenia polityków dwóch poprzednich ekip. Opinia publiczna nie przyjęła tezy Sekuły, że były trzy afery hazardowe. Zresztą sami posłowie PO szybko stracili zapał do przesłuchiwania świadków z poprzednich lat i skoncentrowali się na torpedowaniu prób wyjaśnienia właściwej afery, czyli tego, co się działo po 2007 r.

Dzięki pracom komisji wiemy, jak wygląda lobbing z udziałem prominentnych polityków partii rządzącej. Nikt raczej nie uwierzył, że słynne już pismo z 30 czerwca 2009 r., w którym resort sportu informował resort finansów o rezygnacji z tzw. dopłat, było tylko urzędniczym błędem. Zeznania wysokich urzędników Ministerstwa Sportu pokazały, że taka musiała być intencja ich zwierzchnika, czyli Mirosława Drzewieckiego. Przypomnijmy, że rezygnacja z dopłat była zgodna z interesami biznesmena z branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka, znajomego ministra.

Komisja potwierdziła też słowa byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, że Drzewiecki i Zbigniew Chlebowski byli "chłopcami na posyłki" Sobiesiaka. To zaś znaczy, że dwaj ważni politycy – szef największego klubu parlamentarnego i minister, będący też skarbnikiem partii rządzącej i członkiem jej najwyższych władz – są w istocie uzależnieni od biznesmena średniego szczebla.

Ukazano nam też skalę nepotyzmu. Historia załatwiania pracy dla Magdaleny Sobiesiak w zarządzie Totalizatora Sportowego jest smutnym dowodem na nierówność szans w dostępie do atrakcyjnych posad w państwowych spółkach. E -mail Marcina Rosoła, szefa gabinetu politycznego Drzewieckiego, w którym rekomendował córkę biznesmena, też zresztą był przedstawiany jako pomyłka w międzyministerialnej korespondencji.

Przy okazji warto przypomnieć postać Rosoła. Opozycja włączyła do raportu zdanie podkreślające niewiarygodność zeznań tego młodego, ale wpływowego i hojnie nagradzanego działacza partyjnego. Wcześniej koalicyjna większość odrzuciła wniosek o ponowne jego przesłuchanie, mimo rażących niespójności w zeznaniach.

[srodtytul]Teraz prokuratura [/srodtytul]

Warto też podkreślić determinację Sekuły w walce z tezą, że informacja o akcji CBA mogła wyciec z Kancelarii Premiera. Dla bacznych obserwatorów ta troska była uderzająca, bo tu przewodniczący i posłowie PO nie ustępowali ani na milimetr.

Już od początku prac komisji założyli, że szef rządu i jego otoczenie muszą być pod szczególną ochroną. Taki przecież miał być pierwotny zakres pracy komisji – badać wszystko, byle nie przeciek. O dopisaniu tej kwestii do uchwały powołującej komisję zadecydowały głosy "nielojalnych" ludowców.

Wszystko teraz w rękach prokuratury. Być może zbada np. billingi ówczesnego wicepremiera Grzegorza Schetyny, których nie mogła dostać Beata Kempa z PiS. Jest też kwestia wyjaśnienia niespójnych zeznań kilku osób, szczególnie Rosoła. Komisji nie udało się też doprowadzić do konfrontacji niektórych świadków, np. urzędników Ministerstwa Sportu, w sprawie pisma z 30 czerwca. Posłom z komisji pozostało więc składać wnioski o wszczęcia śledztw i zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa.

Samej zaś PO afera nadal będzie się odbijać czkawką. Szczególnie gdy raport końcowy – zszyty ze sprzecznych ze sobą poprawek – trafi pod obrady całego Sejmu.

– Trudno, biorę to na siebie. Termin do jutra – tak według Bartosza Arłukowicza (Lewica) miał odpowiedzieć szef komisji hazardowej na wątpliwości wobec pośpiechu w zamykaniu jej prac.

Rzeczywiście, cała odpowiedzialność za raport końcowy i sposób jego przegłosowania spada na Mirosława Sekułę. A także na jego przełożonych z PO, bo nikt, kto zna realia polskiej polityki, nie ma wątpliwości, że swoboda Sekuły w podejmowaniu decyzji była bliska zera. Co nie zmienia faktu, że zgodził się na rolę adwokata interesów swojej partii, nie zaś dobra publicznego.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości