– Jesteś ze mną, przyglądasz się czy bijesz się ze mną? – takie pytanie zwykł kiedyś zadawać politykom Grzegorz Schetyna. W momencie swojej potęgi najczęściej słyszał: "jestem z tobą". Zwłaszcza od mniej wpływowych posłów PO.
Teraz jest inaczej. Konflikt marszałka Sejmu z Donaldem Tuskiem, a zwłaszcza z korzystającą ze wsparcia premiera frakcją ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka, zasadniczo zmienił układ sił w PO. Od Schetyny najpierw odpadli ci, którzy byli z nim dla korzyści lub z obawy. Później politycy luźno z nim związani. Zostali najwierniejsi, tzw. ludzie Schetyny. Oraz politycy skonfliktowani z tzw. spółdzielnią Grabarczyka, którzy właściwie nie mają wyboru i muszą trwać przy marszałku.
Exodus został wywołany przez strach przed długopisem. Czyli przed władzą tego, kto będzie układał listy wyborcze. Dawniej robił to Schetyna w porozumieniu z Tuskiem. Po konflikcie marszałek został odsunięty. A na dodatek premier zasugerował, że odegra się na jego współpracownikach, skoro trudno mu uderzyć w niego samego. Taka sugestia miała paść po zarządzie partii z 2 lutego, na którym dyrygowani przez Tuska "spółdzielcy" masakrowali Schetynę. Po posiedzeniu premier miał powiedzieć marszałkowi, że jeżeli jeszcze raz okaże nielojalność taką jak ta, gdy skrytykował Tuska za zbyt późną reakcję na raport MAK o katastrofie, to na listach zabraknie miejsca dla 15 – 20 osób ważnych dla Schetyny.
Ostatnie spotkanie marszałka z premierem też nie przebiegło w miłej atmosferze. Tusk i Schetyna spotkali się w nocy po poniedziałkowej premierze filmu "Czarny czwartek". Wbrew oczekiwaniom otoczenia Schetyny nie poprawiło ono pozycji marszałka. Dlatego politycy "spółdzielni" coraz śmielej próbują wypchnąć ludzi Schetyny do Senatu, na gorsze miejsca na listach wyborczych lub do bardziej prowincjonalnych okręgów. Wielu szeregowych posłów to wyczuło. Wiedzą, że znajomość z marszałkiem jest dziś obciążeniem. Jednocześnie nie mają – jak prawie cała PO – dostępu do lidera, czyli Tuska. Jedyny kontakt to Paweł Graś, rzecznik rządu. – Donald słabo zna partię i klub. Ma kłopot z rozpoznaniem ludzi siedzących w dalszych ławach poselskich. Graś jest jego źródłem wiedzy – twierdzi jeden z polityków PO. Ale to właśnie Graś jest postacią, która ma ogromny wpływ na działania "spółdzielni". Stąd płynie jasny sygnał dla całej partii, z kim trzeba rozmawiać.
Kto więc został przy Schetynie? Najwierniejsi z wiernych – Rafał Grupiński (przez "spółdzielnię" i ludzi Tuska uważany za złego ducha Schetyny i oskarżany o zaostrzanie konfliktu), Andrzej Halicki, Jacek Protasiewicz, Robert Tyszkiewicz. Trzej pierwsi są szefami regionów: wielkopolskiego, mazowieckiego i dolnośląskiego (do niedawna kierował nim sam Schetyna). Tyszkiewicz był szefem na Podlasiu. Stracił okręg na rzecz polityka ze "spółdzielni", ale odzyskał wpływy w zarządzie wojewódzkim.