24 marca na posiedzenie komisji „Przyjazne Państwo” jej przewodniczący Adam Szejnfeld z PO zaprosił Roberta Oppenheima - założyciela i głównego udziałowca firmy budowlanej RC Development. Do grudnia Oppenheim był prezesem tej firmy, zaś w ostatnich latach pracował w zarządach i radach nadzorczych kilkunastu dużych firm związanych z sektorem budowlanym. Na posiedzenie komisji przyszedł nie jako biznesmen, a „doradca w sprawach budownictwa i planowania przestrzennego”. Członkowie komisji nie zostali poinformowani o związkach Oppenheima z branżą budowlaną, a nazw reprezentowanych przez siebie podmiotów nie wpisał na listę, którą przed wejściem na salę obowiązkowo wypełniają lobbyści. W posiedzeniu poświęconym zmianom w prawie budowlanym brali udział wiceminister infrastruktury Piotr Styczeń i główny inspektor nadzoru budowlanego Robert Dziwński. W trakcie obrad komisji Oppenheim przedstawił nowelizację ustawy, która zakłada, że deweloper nie musiałby już większości pozyskiwać pozwoleń na budowę. Wystarczyłoby tylko zgłosić inwestycję i w przypadku 30 dniowego braku sprzeciwu przez właściwy organ administracyjny, oznaczałoby to zgodę na budowę.
Tego typu rozwiązanie byłoby bardzo korzystne dla branży budowlanej. To jest rzecz skandaliczna – komentuje prof. Antoni Kamiński, specjalista w dziedzinie badania korupcji i były prezes Transparency International Polska. – Przedstawianie jako bezstronnego eksperta kogoś, kto jest stroną, jest nielegalnym lobbingiem ze złamaniem wszelkich zasad i procedur - wyjaśnia. Z kolei minister ds.walki z korupcją Julia Pitera powiedziała: - Nie mam nic przeciwko temu, żeby pan Oppenheim przyszedł do Sejmu. Musi jednak napisać przy nazwisku, kogo reprezentuje. Jeśli osoba o niewiadomej sytuacji zawodowej jest przedstawiana jako doradca posła, zaburza to ocenę jej opinii. Jej wypowiedzi są odbierane jako zdanie parlamentarzysty, a nie człowieka zainteresowanego swoją działalnością zawodową - dodaje.
Jesteśmy ciekawi, czy przypadek „lobbingu” branży budowlanej na szefie komisji „Przyjazne Państwo” rozejdzie się po kościach. Mieliśmy już taką historię w przypadku tzw. „afery hazardowej”, kiedy jej główni aktorzy pozostali bezkarni, a dziś zamierzają nawet wrócić do parlamentu. Zastanawiamy się, po co istnieje urząd ministra ds. walki z korupcją, skoro działalność Julii Pitery sprowadza się jedynie do komentowania?
Warto też przypomnieć, że w styczniu 2010 roku Adam Szejnfeld, stając przed komisją badającą aferę hazardową, mówił:
Nie, panie przewodniczący. Nigdy nie spotkałem się z żadnymi formami lobbingu, które mógłbym uznać jako nielegalne.